5 czerwca 2017

Recenzja Agnes Obel "Citizen Of Glass"


AGNES OBEL Citizen Of Glass, [2016] [PIAS] || Postrzeganie Agnes Obel jako pianistki nie tylko zawęża jej odbiór do grona podobnych sobie neoklasyków, ale przede wszystkim zupełnie nie oddaje bezmiaru jej talentu. Owszem, Dunka jest dziewczęciem z pianinem, lecz przede wszystkim znakomitą kompozytorką, co najjaśniej wybrzmiało na wydanym w 2013 roku drugim jej albumie "Aventine". "Citizen Of Glass", nawet jeśli nie osiąga poziomu poprzednika i tylko pozoruje poszerzenie brzmienia, to, choć bez zaskoczeń, w dalszym ciągu oferuje wyjątkowe pieśniopisarstwo.

"Aventine" zalewało słuchaczy iście lynchowską czerwienią, było albumem prostym, lecz gęstym i tak zręcznym, że poza lekkim niedosytem nie odczuwało się w nim żadnego braku. Może poza przemożną chęcią usłyszenia tych piosenek na żywo w nigdy nie kończących się wykonaniach. Kompozycje Agnes Obel były po europejsku kinematograficzne, ale też niepokojące, czasem medytacyjne i przede wszystkim niebanalne dzięki jej unikatowemu zmysłowi melodycznemu. Będąc płytą zbudowaną na filarach głosu i pianina nie wymagała jednak niczego więcej do pełnego rozbrzmienia. Wszystko to było już obecne, a przynajmniej zasugerowane, na debiucie "Philharmonics", do którego jednak można było jeszcze próbować zbliżyć się z indie-folkowych pozycji. "Aventine" natomiast mocno kusiło zestawieniem z młodymi neoklasykami jak Ólafur Arnalds, Nils Frahm, Martin Kohlstedt, I Am Planet czy nawet Emika. Nikt z nich jednak nie adaptuje swojego warsztatu do tak zręcznego i chwytliwego piosenkarstwa jak Agnes Obel. Jeśli zaś jednak pozostaniemy przy samej grze, to artystce bliżej raczej do modernistycznej bohemy Erika Satie niż do minimalistów inspirujących wyżej wymienionych.


Obcując choćby ze szklanym tembrem "Golden Green" można ulec złudzeniu, że "Citizen Of Glass" to typowy przykład albumu, który przynosi poszerzenie brzmienia wraz z rozbudową instrumentarium. Owszem, pianino często tu ustępuje tak wyrafinowanym instrumentom jak celesta, melotron czy spinet, ale właśnie - ustępuje, nie współbrzmi. Muzyka Agnes Obel nadal nie jest i nie powinna być, przynajmniej na płytach, zespołową, aranżacje zaś nadal pozostają powściągliwe. Prawdziwą różnicą między "Citizen Of Glass" a "Aventine" jest to, że pomimo oczywistych fragmentów, jako całość nowy album prezentuje odrobinę mniej angażująco. Część kompozycji, zwłaszcza w drugiej połowie albumu, brzmi po prostu jak kolejne przykłady ustalonego już na dwóch poprzednich płytach warsztatu. Okazują się równie lub nawet jeszcze bardziej skromne, ale przede wszystkim ich melodyczność nie ma już cech takiej pomysłowości jak na "Aventine". Kompozycyjna lekkość może rozbrzmieć tu w utworze tytułowym, ale już w niezłym przecież "Trojan Horses" brzmi przyciężko w kanciastym refrenie.

To zresztą i tak tylko drobnostki. Album jest krystalicznie pięknie wyprodukowany i nawet jeśli wydaje się bardziej kruchy od poprzednika to jest tak samo pewny siebie. Potrzebę zręcznych, niebanalnych melodii wyczerpuje kilka kompozycji, które natychmiast stają się klasykami i być może lekko niefortunnie, poza "Golden Green", stłoczone są w pierwszej połowie albumu. "Strech Your Eyes" właściwie kontynuuje "Aventine" będąc równie filmowym, ale tym razem jest to film niemal sensacyjny i łatwo sobie można wyobrazić Agnes Obel piszącą piosenkę do Bonda. "Red Virgin Soil" jest z kolei bardziej teatralne, niemal instrumentalne i wydaje się być częścią większej, osobnej całości. "Familiar" zaś jest w najlepszym stylu zadziorne, niepokojące, z melodią pasjonująco złożoną, lecz niesamowicie śpiewną. Zaskakuje ponadto wokalnymi modyfikacjami, tak, tak, męski głos w tej piosence to nadal Agnes Obel. A i bez tych manipulacji ma się wrażenie, że stara się ona odważniej posługiwać swym głosem, takie "It's Happening Again" brzmi praktycznie jak akustyczna odsłona Goldfrapp. "Citizen Of Glass" przynosi zatem pewne zmiany w muzyce Agnes Obel, okazuje się jednak tylko i aż kolejnym potwierdzeniem jej wielkiego talentu. 8/10 [Wojciech Nowacki]