17 czerwca 2021

Recenzja Modeselektor "Who Else"


MODESELEKTOR Who Else, [2019] Monkeytown || Moderat wydaje się być dziś zamkniętym rozdziałem. I dobrze, bo powinien był zostać raczej jednorazowym projektem, ciekawostką bardziej niż pełnowymiarowym zespołem z trzema albumami studyjnymi i jednym koncertowym, silnie niknącymi w popowej elektronice dla mas. Założyć można, że w tę stronę parł bardziej Apparat ze swoją łatwo przyswajalną melancholią, w twardszych zaś brzmieniach ich wspólnego przedsięwzięcia można było usłyszeć raczej Modeselektor, duet, któremu nieobce bywają jednak też różnorodniejsze brzmienia. Ich własny album "Monkeytown" nie przyniósł elektroniki zjawiskowo odkrywczej, ale w przeciwieństwie do płyt Moderat wypełniony był zaskakującą liczbą prawdziwie pamiętnych kompozycji.
 
"Who Else" jest albumem wyjątkowym w swej zwięzłości. To tylko osiem utworów, intensywnych, nie tracących czasu na budowanie napięcia i nie powstrzymujących się przed czystą, niezobowiązującą parkietową zabawą, przy tym nie pozbawioną specyficznego dla duetu poczucia humoru. Bez zbędnych wstępów otwiera go energetyczny, radosny "One United Power", który grając kontrastami przywołuje atmosferę wielkomiejskiej, imprezowej nocy i tylko tyle. Później dominują szybkie, mocne uderzenia, ale nawet sięgając po hip hop duet nie traci tutaj intrygującego wyczucia przestrzeni.


Zabawowe "Who" wgryza się może i głupkowatą, ale zaraźliwą melodią, lecz zaraz potem płyta odsłania swoje najlepsze fragmenty w postaci "WMF Love Song" i "I Am Your God". Pierwszy zmierza w stronę minimal house'u podróżniczym niemal klimatem, który mógłby trwać i trwać, drugi zaś to rozbiegane, mocniejsze techno, ale w poważniejszej, ciemniejszej odsłonie niż na reszcie płyty. Szkoda, że zaraz potem pojawia się abstrakcyjny "Fentanyl", najsłabszy moment "Who Else", po czym album kończy się finałowym powrotem duetu do bardziej popowej melodyki.

Na "Who Else" duet zostawia za sobą i Moderat, i "Monkeytown". Na płycie pojawiają się goście, żaden tej rangi co Thom Yorke, album jest więc świadomym ściągnięciem Modeselektor z koncertowych aren do klubowego podziemia. Z mniejszą skalą wzrosła jednak intensywność. Płyta ta przypomina raczej coś, na co natknąć się można wśród efemerycznych winyli gdzieś w berlińskim sklepie i zatrzymać dla siebie jako nieodkrytą niespodziankę. Choć nie ma tak szeroko zakrojonego potencjału jak wcześniejsze ich działania to okazuje się drobnostką naprawdę satysfakcjonującą. Każda zaś z kompozycji sprawia wrażenie zaczynu jakiejś własnej, odrębnej całości, ciekawym jest więc to, że jest to właśnie ten kierunek, który Modeselektor obrali na tegorocznym "Extended". 7.5/10 [Wojciech Nowacki]