23 lipca 2011

Recenzja Band of Skulls „Baby Darling Doll Face Honey”


BAND OF SKULLS Baby Darling Doll Face Honey, [2009] Shangri-La || Nie da się napisać recenzji tej płyty chociażby nie myśląc o białych paskach. Ja przez pierwsze tygodnie byłam niemalże przekonana, że Death By Diamonds And Pearls to nowe dzieło Jack'a i Meg White. Potem dotarło do mnie, że The White Stripes chyli się ku upadkowi, a to co słyszałam to zupełnie niezwiązana z nimi formacja. Poszukałam, znalazłam, przesłuchałam i nie zawiodłam się. Grupa Nazywa się Band of Skulls, pochodzi z Southampton i jest ich troje: Russel Marsden, który śpiewa i gra na gitarze, Emma Richardson – kobieta z basem i również czarująca głosem oraz Matt Hayward zasiadający za perkusją. Zespół formalnie powstał w 2008 roku, chociaż panowie grali wspólnie już jako przyjaciele z dzieciństwa.

Ich debiut, Baby Darling Doll Face Honey, to zdecydowanie miejska płyta. Zupełnie nie potrafię się w nią wczuć stojąc na wiejskim przystanku, spoglądając na ceglaną szkołę i dojrzewające śliwki. Zresztą myślę, że śliwki też nie czują takich biało bluesowych rytmów. Ta muzyka świetnie wpasowałaby się w miasto nocą. W jego architekturę oświetloną latarniami i neonami, w uliczny zgiełk i hałas przejeżdżających pociągów i tramwajów, a przede wszystkim w jego tempo.

Na płycie mamy dwanaście utworów i większość z nich kipi energią. Jest też kilka ballad, m.in śliczny utwór Honest zaśpiewany przez Emmę. To chyba jeden z niewielu kawałków na krążku, który nie kojarzy mi się ani z The Dead Weather, ani The White Stripes czy Queens Of The Stone Age. A co do tego podobieństwa kompozycyjnego do wspomnianych zespołów, to mimo tak ciężkiego brzemienia muzyka Band of Skulls wcale mnie nie irytuje. Jest wręcz przeciwnie – wprowadza mnie w stan permanentnego ukontentowania.


Nie wyrzuciłabym ani jednego utworu z tego krążka. Mimo, że nie jest to koncept album to wszystko jakoś tak do siebie pasuje i po prostu dobrze się tego słucha. Co więcej, nie przeszkadza mi nawet świadomość, że jedna z moich ulubionych pozycji - Death By Diamonds And Pearls została użyta w reklamie szóstej edycji brytyjskiego Top Model. A skoro jesteśmy przy temacie użytku medialnego, to warto napomknąć, że aż osiem z dwunastu utworów wykorzystano jako ścieżki dźwiękowe do gier, filmów czy seriali. I tak na przykład Light of The Morning usłyszeliśmy w trailerze do drugiej części świetnej komedii Hangover. Zresztą utwór też dobry. I Know What I Am sprzedano producentowi serialu Gossip Girl a utwór Patterns został wykorzystany w ścieżkach dwóch gier PlayStation - Gran Torismo 5 i Tony Hawk: Ride. Jak widać marketingowcy nie spali. Chociaż uważam, że nawet gdyby pospali, zespół sam zdobyłby sobie słuchaczy.

Mam oczywiście swojego faworyta na tej płycie. Nazywa się Blood i nucę go od kilku tygodni. Jest to zaśpiewany przez Emmę duszny, ponętny i zaczepny kawałek. Sama nie wiem, co jest tu bardziej zadziorne: gitarowe przestery czy wokale? Cudowny kawałek.

Warto zapoznać się z tą płytą. To kawałek niezłego rock bluesa. Co prawda gdybym miała wybrać płytę roku, zapewne w tej kategorii zwyciężyłby krążek The Dead Weather, ale to już poza tematem. To czy będzie was irytowało ich ukryte zgapiarstwo czy nie, pozostawiam wam samym, ale najpierw zachęcam do przesłuchania. 7/10 [Agnieszka Hirt]