2 października 2012

Recenzja Com Truise "In Decay"


COM TRUISE In Decay, [2012] Ghostly International || Lata osiemdziesiąte. Dla jednych dekada grozy, upiornych stylizacji i kolczyków jak stalagmity. Dla innych źródło niewyczerpalnych inspiracji. Do szydery, do strojów, ale i do muzyki. Czasem warto zacisnąć zęby, przełknąć ślinę i przebić się przez pastelowo-cekinową otoczkę, by zdać sobie sprawę z tego, że nie była to dekada aż tak fatalna. Swego czasu zrobił to Seth Hailey i do dziś kopiuje dla nas jedną z najciekawszych stron lat osiemdziesiątych.

Nie brytyjski heavy metal, nie wojujący punk, nie żadne new romantic czy inne zimne fale. Retro-elektronika, sprzed czasów sampli i laptopów, tworzona na komputerach większych niż dzisiejsze lodówki, okazuje się najbardziej orzeźwiającym produktem tej syntetycznej dekady. Kojarzona ze epokową ścieżką dźwiękową do „Blade Runnera”, neonami i plastikowym designem, powraca choćby za sprawą Kuedo, czy Com Truise właśnie.

Pod tym pseudonimem bowiem Seth Hailey tworzy muzykę równie historyczną, co ponadczasową. Warto zapoznać się z mixtape’ami z serii „Komputer Cast”, udostępnianymi za darmo na stronie internetowej Com Truise. Idealne na retro-imprezę, obok oryginalnej i mało znanej elektroniki z lat osiemdziesiątych przemycają też jak najbardziej współczesne kompozycje Com Truise. I okazują się całkowicie nierozróżnialne.

Stylizowanie się na muzykę sprzed dziesięcioleci ten nowojorski DJ opanował do perfekcji. Wydarzeniem była jego entuzjastycznie przyjęta debiutancka EP-ka „Cyanide Sisters”. Pełnowymiarowy album „Galactic Melt” okazał się drobnym rozczarowaniem, przyniósł bowiem solidną porcję muzyki dość jednolitej brzmieniowo i nie tak świeżej jak EP-ka. „In Decay” nie jest kolejnym regularnym albumem Com Truise, lecz zbiorem niewydanych do tej pory kompozycji. I podobnie jak „Pink” Four Tet nie został wydany na fizycznym nośniku, a jedynie cyfrowo. I tak samo, nie należy go traktować jako wydawnictwo poboczne, okazuje się bowiem materiałem znacznie lepszym niż „Galactic Melt”.

„In Decay” jest znacznie bardziej pomysłowe, dzieje się tu więcej i całość bynajmniej nie nuży. Słuchając otwierającego album “Open” chce się aż wykrzyknąć „whoa!”, przebojowy, porywający jeden z najlepszych utworów Com Truise w ogóle. „84’ Dreaming” wcale nie zwalnia tempa (swoją drogą, 1984, doskonały rocznik). W „Dreambender” pojawia się basowa gitara rodem z Joy Division oraz zupełnie nieelektroniczna perkusja. „Colorvision” buja niemal dubowym rytmem. „Alfa Beach” w odniesieniach do lat osiemdziesiątych przypomina dokonania Twin Shadowa, hiphopowy beat i błyskające światła w „Klymaxx” przywodzi na myśl niemal Flying Lotus. Ale już w „Video Arkade” mamy typowy dla Com Truise motyw rodem archaicznych komputerowych gier.

Jest nostalgicznie, jest nowocześnie, jest przebojowo, jest dobrze. 7/10 [Wojciech Nowacki]