MODERAT II, [2013] BPitch Control || Intro "The Mark" brzmi jak Berlin nocą, kolejny przerywnik "Clouded" to już raczej miasto o mglistym poranku, gdy wszystko powoli budzi się do życia. Ładnie się to spina, pomiędzy przerywnikami rozpościerają się jednak moderatowe słodkości, które zasadniczo nie wiążą się w szczególnie interesującą całość i nie oferują wiele więcej niż to, że są ładne.
Pierwszy "Moderat" był albumem interesującym, jak zwykle zresztą, gdy dochodzi do połączenia sił dwóch różnych wykonawców. Solidna porcja momentami niepokojącej muzyki, stosunkowo "męskiej", czasem wręcz hip-hopowej, bliska również była Radiohead w ich flirtującej z elektroniką odsłonie. Moderat zresztą koncertował razem z Radiohead, ale ich supportujący występ podczas słynnego już poznańskiego koncertu była raczej pomyłką. Tysiące słuchaczy, wielka scena w pełnym słońcu, warunki totalnie niesprzyjające ich muzyce, stworzonej zdecydowanie do intymnych klubowych występów. Szkoda, że Radiohead nie przywieźli wtedy ze sobą do Polski Bat For Lashes.
Zarówno Apparat, jak i Modeselektor, powracali jeszcze do nas z własnymi koncertami, z sukcesami wydali kolejne swoje albumy ("The Devil's Walk" Apparat i "Monkeytown" Modeselektor) i można przypuszczać, że ich wspólny projekt był jednorazową ciekawostką. Szkoda, że tak się nie stało, "II" jest bowiem płytą zasadniczo niepotrzebną.
Najmniej odpowiadającym mi składnikiem tego albumu jest znacznie bardziej niż na debiucie wyeksponowana rola Apparata. Sascha Ring ze swoimi melancholijnie słodkimi wokalami czyni z dzisiejszego Moderat ot taką elektronikę dla smutnych dziewczynek z ambicjami. Zamiast intrygujących kompozycji otrzymujemy po prostu ładne piosenki. O ile "Moderat" brzmiał jak faktyczna fuzja dwóch wykonawców w nową jakość, o tyle na "II" również muzycznie bardziej słyszalny jest udział Ringa niż Modeselektor. Kompozycje jednak przepływają jedna za drugą nie pozostawiając wiele za sobą i jakkolwiek materiał jest dobrze wyprodukowany to ma się poważne wątpliwości czy czasem zbyt szybko się nie zestarzeje.
Na szczęście jest też "Ilona", instrumentalny utwór, zdecydowanie ciekawszy i ciemniejszy od otaczającej go słodyczy, jest i "Gita" z bardziej hip-hopowym podkładem, jest "Therapy", choć oparte na wszystkich zgranych moderatowych patentach to przyjemnie mocne, czy wreszcie dziesięciominutowe "Milk", które zginęłoby w ciekawszym otoczeniu, ale na "II" robi za bardzo fajny instrumental. Singlowe zaś "Bad Kingdom", które zupełnie nie ujęło mnie jako zapowiedź albumu po którym oczekiwałem znacznie więcej, faktycznie okazuje się najbardziej chwytliwą kompozycją.
W przypadku "II" nie chodzi o to, że jest płyta jest zła, bynajmniej, nie jest i przyjemnie przygrywa w tle nie przyciągając zbytniej uwagi. Z nie do końca jednak dla mnie zrozumiałych powodów jest albumem zdecydowanie przecenianym, podczas gdy wielu innych wykonawców zasługuje na większą uwagę, nie posiadając jednak tak atrakcyjnego szyldu. 5/10 [Wojciech Nowacki]