29 stycznia 2014

Relacja z koncertu Elektro Guzzi + Holy 25.01.2014


ELEKTRO GUZZI + HOLY [25.01.2014], MeetFactory, Praha || Widzicie na scenie klasyczny zestaw gitara + perkusja + bas. Czego się spodziewacie? Szeroko pojętego rocka. Co otrzymujecie? Techno. Jednym z najprzyjemniejszych koncertowych doznań są niespodzianki. Nie należę do osób, które chodzą do "klubów", ale na konkretne eventy. Tym razem wyjątkowo w mroźny praski weekend zachciało mi się koncertu. Wiadomo, jesteśmy po jesiennym sezonie, wiosenny jeszcze się nie zaczął, ale skoro jesień spędziłem praktycznie w całości na koncertach w MeetFactory, nie zaszkodziło sprawdzić, czy przypadkiem nie szykuje się coś na sobotni wieczór. I owszem, Elektro Guzzi, czyli według zapowiedzi elektro na kytaru, basu a bicí. Chętnie!

Austriackie trio Bernhard Breuer, Bernhard Hammer i Jakob Schneidewind grają i chcą grać techno. Używają do tego najprostszych dostępnych dla nich środków, czyli standardowego rockowego instrumentarium. Nie kryje się za tym żadna przeintelektualizowana filozofia i jest to jednym z największych atutów Elektro Guzzi. Dopiero na bazie prostego punktu wyjściowego pojawił się atut. Skoro już zabieramy się za elektronikę to ograniczmy jej stosowanie do minimum. Efektem są choćby ostatnie dwie znakomite epki "Allegro" i "Cashmere", czy występ na festiwalu Sonar.


Nic dziwnego, że praski koncert okazał się stosunkowo krótki. Bez przerw między "kompozycjami" usłyszeliśmy tak naprawdę jeden kilkudziesięciominutowy stale przekształcany "set". A że różnica między klikaniem w laptopie a bezustannym nawalaniem w perkusję jest zasadnicza, po tak energetycznym wyczynie wiedeńczycy mieli prawo być wyczerpani. Przede wszystkim jednak byli niezmiernie uradowani. Jeszcze nie byłem świadkiem czeskiej publiczności tak zapamiętale domagającej się drugiego bisu. Transowa, motoryczna muzyka, ułożona w przemyślane struktury, "produkowana" na żywo przez, co po raz kolejny podkreślam, gitarę, bas i perkusję, w teorii brzmi złowieszczo, ale niesie ze sobą obezwładniająco pozytywny ładunek emocjonalny.

Uwielbiam żywe dowody na absurd podziałów gatunkowych, tym większą przyjemnością jest dla mnie odkrycie Elektro Guzzi. Muzyka rockowa, taneczna, elektronika, gitary, żywe instrumenty vs. "muzyka z komputera" to dziś nic więcej niż krzywdzące muzykę i artystów archetypy, szkodzą bowiem zbytnim zawężaniem grona odbiorców do okopujących się nisz. Jedyny możliwy dziś podział to spełnienie lub nie naszych emocjonalnych potrzeb. Elektro Guzzi grają akustyczne techno a w ich muzyce słychać krautrockowe pierwociny, biały szum a'la Fuck Buttons i ściany dźwięku niczym Mogwai, cóż więc zrobić z tym faktem? Nic, najlepiej tańczyć. Jak głoszą na swoim fanpejdżu to play techno is not a crime.


Jak zwykle plus dla MeetFactory za bezpretensjonalną atmosferę i punktualność eventu. Wspomnieć też trzeba o supporcie, bo wydany tuż przed końcem roku (darmowy) album "T" jednoosobowego projektu Holy uznany został za jedno z najciekawszych wydarzeń i nadzieję na przyszłość. Taneczny wesoły synth-pop, melodyjny house, odrobina piosenkowej odsłony dubstepu a'la James Blake tworzą naprawdę przyjemną całość. Šimon Holý nie dysponuje może wprawionym wokalem, sprawia wrażenie jeszcze mocno nieociosanego, ale można się do niego przyzwyczaić i zdecydowanie nadrabia świetnym talentem do tworzenia przebojowych melodii (vide "LOL"). Na żywo można się zatem bardzo dobrze bawić, o ile jest się w stanie strawić dla wielu nieznośną i wystudiowaną manierę choreograficzną Holégo. [Wojciech Nowacki]