27 maja 2014

Recenzja Michał Przerwa-Tetmajer "Doktor filozofii"


MICHAŁ PRZERWA-TETMAJER Doktor filozofii, [2014] self-released || Dawno, dawno temu, jeszcze zanim polska muzyczna blogosfera zaroiła się identycznymi stronami, publikującymi identyczne notki prasowe i "autorskie" dwuzdaniowe "artykuły" o czymiś nowym teledysku, podupadli dziś prekursorzy dysponowali prawdziwą mocą kreowania rzeczywistości na styku artysta-słuchacz-media. Jazzpospolita miała zasłużone szczęście być chyba jednym z ostatnich zespołów, który spotkał się z takim wsparciem sami-wiecie-kogo.

"Almost Splendid" przynajmniej w niektórych kręgach było ówczesnym "najbardziej wyczekiwanym debiutem", po wydaniu "Impulse" chyba trochę stracili impet, z pewnością wokół Jazzpospolitej zrobiło się ciszej. Bynajmniej nie albumy przekonywały mnie do grupy, ale świetne koncerty. Emocjonujące, żywiołowe, wciągające słuchaczy i prezentujące całe spektrum talentu i precyzji czterech muzyków, czego koronnym dowodem było supportowanie przez Jazzpospolitą nudnawego i ociężałego na ich tle live bandu Bonobo.

Już od pierwszych dźwięków "Doktora filozofii" rozpoznać możemy naturalną ciągłość w stosunku do Jazzpospolitej, na tyle charakterystyczna jest gitara Michała Przerwy-Tetmajera i jego sposób frazowania. Solowy album wymaga rzecz jasna innego podejścia i mimo oczywistych podobieństw wynikających z umiejętności Przerwy-Tetmajera nie ma wątpliwości, że nie jest to dzieło Jazzpospolitej.


Co ciekawe, często gitara wymyka się z pierwszego planu oddając pole pozostałym instrumentalistom. Kontrabas Michała Jarosa pulsuje bezustannie, ale wybija się choćby w środkowej części "Astronautki". Szczególnie uwodzi mnie szurająca perkusja Hubarta Zemlera, ale dużo miejsca ma tu dla siebie fortepian Jana Smoczyńskiego i muszę przyznać, że przynajmniej dla mnie jest to najmniej przekonywujący element albumu. Dźwięki klawiszy są czasem zbyt ładne, zbyt krystaliczne i zbyt bliskie łatwym "trójkowo-sjestowym" klimatom. Niemniej wyraźnie czuć tutaj zespołowe granie i to zespołu innego niż macierzysta formacja gitarzysty. I brawa dla Przerwy-Tetmajera za takie podejście, nie należy się tu obawiać ciągłego gitarowego samozachwytu i eskapad eksplorujących bardziej intelekt niż emocje.

Gry Przerwy-Tetmajera słucha się z przyjemnością. Mamy do czynienia z już ukształtowanym talentem, ale jednocześnie cały czas będącym na początki drogi, która zaprowadzić może w naprawdę interesujące regiony. Gitara oferuje czasem prawdziwe łamigłówki ("Znak firmowy porywacza"), ale kompozycyjnie można w przyszłości oczekiwać więcej. Wizytówką albumu jest "Pokój przejściowy", z melodyjną, czasem kombinującą gitarą, powracającą do stałych wątków, "uładnioną" fortepianem, ale przede wszystkim z ujmującą perkusją. Dla odmiany skromniejsze podejście, bardziej połamane i z mniejszym naciskiem na melodię otrzymujemy już w "Kosmos mnie zawsze niepokoił". Ośmiominutowy "Ochłap tlenu" ze względu na ilustracyjny klimat mógłby natomiast nieśmiale stawać w szranki z, nomen omen, "Soundtrack" Skalpela.

Brakuje jednak płycie różnorodności i odrobiny odwagi, może niekoniecznie eksperymentów, ale przynajmniej pewnych zaskoczeń. Najwięcej odwagi Michał Przerwa-Tetmajer prezentuje w teledysku do "Ochłapu tlenu", kompozycje pozostają stosunkowo bezpieczne i zachowawcze, rzadko wyglądają ze swojej strefy komfortu. Ale jako niedoszły doktor historii kontakt z "Doktorem filozofii" polecam. 6.5/10 [Wojciech Nowacki]