21 maja 2014

Recenzja Skalpel "Simple EP"


SKALPEL Simple EP, [2014] PlugAudio || - Mnie się wydaje, że problem polega na tym, co oni naprawdę robią, kiedy niby grają ten jazz. Czy tylko grają, czy coś jeszcze. - Niby co? - No właśnie! Co? W dialogu z filmu "Był jazz" Felika Falka, wsamplowanym na debiutanckim albumie Skalpela, stalinowska aktywistka podchodzi do "muzyki imperialistycznego kapitalizmu amerykańskiego" z wyraźną nieufnością, ale jednocześnie wydaje się, jakby wbrew sobie, zaintrygowana. Skalpel z nieufnością już się oczywiście nie spotkał, raczej z niezwykle przychylnym zaskoczeniem, stopień zaintrygowania był jednak zasłużenie wielki.

Polski wykonawca w szeregach Ninja Tune przyciągnął nie tylko wyczekiwaną uwagę na naszą współczesną scenę muzyczną, ale i na przebogatą tradycję polskiego jazzu. Każdy zaś artysta, któremu udaje się przebić za granicą automatycznie i zasłużenie skupia uwagę na sobie, zwłaszcza gdy naprawdę prezentuje światowy poziom. Można z jednej strony z niedowierzaniem żałować, że nasz czterdziestomilionowy kraj nie ma wielu więcej światowo rozpoznawalnych artystów, z drugiej strony zatem można mieć lekkie wątpliwości, czy aby przerwa w działalności duetu nie była zbyt długa.

"Skalpel" i "Konfusion" precyzyjnie odmalowywały klimat polskiego jazzu z połowy XX wieku pod postacią postmodernistycznej układanki. Z perspektywy czasu wydaje się, że pierwszy album kładł większy nacisk na wyłuskanie z jazzowego pejzażu melodii, drugi zaś na bardziej surowy, nerwowy rytm. Perspektywa ta rozciąga się już niestety na całą dekadę. Album "Breslau" Igora Boxxa ukazał się jeszcze nakładem Ninja Tune niejako z rozpędu, historyzujący projekt okazał się chyba jednak zbyt mało uniwersalny a jego główną siłą były obezwładniające koncerty, kolejne zatem wydawnictwa Igora Pudła ukazały się już tylko na krajowym rynku. W cieniu pozostawał Marcin Cichy, publikując jednak pod szyldem Meeting By Chance muzykę rozciągającą się od wspomnień chill-outowego trip hopu po ambientowe drony.

Czy dziesięć lat później zaniepokojona aktywistka nadal byłaby zaintrygowana jazzem? Pierwszy od lat nowy utwór duetu "If Music Was That Easy", zamieszczony na kompilacji Ninja Tune, doczekał się i teledysku, i entuzjastycznych postów na facebookowych ścianach o powrocie Skalpela. Pierwsze od lat pełnowymiarowe wydawnictwo duetu otrzymujemy dopiero teraz, choć jeszcze nie jest to album, ten bowiem ostrożnie zapowiadany jest na jesień bieżącego roku. Brawa za wykorzystanie formatu epki, który nigdy nie potrafił przekonać do siebie polskiego rynku. Szkoda jednak, że wydane praktycznie własnym nakładem "Simple" nie ma wsparcia Ninja Tune, choć wersja kompaktowa dostała się przynajmniej do krajowej dystrybucji.


Może dlatego reakcja na epkę wydaje się zbyt wycofana, nawet Bandcamp nie zarejestrował należycie jej wydania, a przynajmniej w Polsce sam fakt ukazania się nowego materiału Skalpela powinien być uznany za wydarzenie roku. Być może należy poczekać na obiecany album, ale nie ma też powodu by epkę traktować po macoszemu, zwłaszcza, że jedynie tytułowy "Simple" ma się znaleźć na longplay'u. Akurat ta ledwie dwuminutowa kompozycja brzmi jak rozgrzewka wyjęta z właściwego kontekstu i poza pięknym wibrafonem zwraca uwagę jedynie charakterystyczną raczej dla Igora Boxxa lekko mechaniczną motoryką. Alternatywna wersja "Simple" to już niemal inny utwór i zdecydowany zwrot od jazzowych sampli w stronę dość oczywistej elektroniki.

Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nowy Skalpel nie zaskakuje niczym więcej niż tym, że w obranej w początkach istnienia stylistyce nadal jest w stanie zaprezentować rzeczy interesujące i o wysokiej jakości. Subtelne odświeżenie brzmienia da się tu jednak wyczuć, właśnie za sprawą oplecenia firmowego samplingu elektroniką. Moim faworytem jest tutaj "Salvadanio", podskórnie nerwowy i wielowarstwowy utwór, w którym wykorzystanie dźwięku wibrafonu i dzwonków przypomina spsób w jaki stosuje tego typu instrumentarium we współczesnej elektronice Pantha du Prince. Równie udanie prezentuje się "On The Road", z lekkim posmakiem szaleństwa "Breslau" i niemal slapstickowym motywem sekcji dętej.

"Soundtrack" to już pozornie wyciszona, ale przebogata aranżacyjnie ośmiominutowa kreacja klimatu, najbliższa zadymionym zaułkom debiutanckiego albumu. Łatwo zignorować to małe wydawnictwo w oczekiwaniu na album lub przeoczyć jego szkatułkową maestrię przy pobieżnym przesłuchaniu. Łatwiej jednak dziś poświęcić się z pełną uwagą dwudziestominutowej epce niż godzinnemu albumowi, dlatego wierzę w sens wydawania małych płytek. "Simple" nie ułatwia przewidywania zawartości trzeciej płyty Skalpela, tytułowy utwór to zbyt mało, reszta ledwie wskazuje kierunek którym, mam nadzieję, duet podąża. Tyle jednak wystarcza by powrót Skalpela uznać, za najbardziej ekscytujące wydarzenie na krajowej scenie. Oby nie tylko krajowej. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]