21 lipca 2014

Recenzja Hjaltalín "Enter 4"


HJALTALÍN Enter 4, [2013] Sena || Högni Egilsson zdołał albumem "Terminal" podźwignąć Hjaltalín wśród islandzkich klisz, następnie poeksperymentował z Gus Gus stając się regularnym członkiem zespołu, po czym z macierzystym Hjaltalín nagrał najbardziej interesujący album w karierze formacji. Album, który chyba bardziej z logistycznych niż artystycznych powodów przepadł.

Gus Gus wydali "Mexico", już drugi album z Egilssonem w składzie, który odpowiada na nim choćby za rewelacyjny singiel "Obnoxiously Sexual". Jesienią formacja rusza w trasę koncertową i może przy tej okazji warto przypomnieć sobie o jego pierwszym zespole, zwłaszcza, że współpraca Egilssona z Gus Gus znacząco i na korzyść wpłynęła na zmianę brzmienia Hjaltalín.

Wrzucane oczywiście do jednego islandzkiego wora Hjaltalín, nieustannie porównywane z tymi samymi wykonawcami w ramach czasem wręcz pretensjonalnej mody na Islandię, zdecydowanie bliżej niż do czołówki swoich pobratymców miało do Arcade Fire. Podobne zamiłowanie do multiinstrumentalizmu oraz do rozbuchanych, barokowych aranżacji, tak samo liczny skład zespołu i żywiołowe koncerty wskazywały, że Hjaltalín to, coś więcej niż "kolejny-zespół-z-tego-samego-kraju-co-Sigur-Rós".

Więcej w sensie estetyczno-stylistycznym, niekoniecznie zaś jakościowym. Wspomniane koncerty faktycznie bawiły muzyką i folkowym wizerunkiem zespołu, elementy charakterystyczne dla Hjaltalín i znośne na żywo były jednak największą bolączką dwóch pierwszych i nieznośnych właśnie albumów. Kilka niewątpliwie zręcznych kompozycji przytłoczone została przeładowanymi aranżacjami a najbardziej męczył właśnie wysiłkowy i ekwilibrystyczny wokal Egilssona.

Tymczasem to właśnie elektroniczne otoczenie "Arabian Horse" Gus Gus pokazało, że potrafi nie tylko nie irytować, ale i dysponuje ciekawą barwą głosu jeśli tylko zrezygnuje z nadmiernie ekspresyjnej maniery. Jest to pierwsze z doświadczeń, które wykorzystane zostało na "Enter 4". Kolejnymi są oczywiście zdecydowanie większy nacisk położony na elektronikę oraz oszczędniejsze aranżacje zgodnie z filozofią "mniej znaczy mocniej". Ale Hjaltalín udało się dodać też kilka własnych elementów by stworzyć naprawdę interesującą całość.


Wpływ Gus Gus można usłyszeć już w otwierającym całość "Lucifer / He Felt Like A Woman". Elektronika na "Enter 4" nie pełni bynajmniej tanecznej roli, stanowi jednak subtelną, ale zauważalną zmianę. Poza pierwszą kompozycją, bardzo udaną kompozycją wyraźniej eksponuje ją jeszcze "Letter To [...]" po delikatnym wstępie przeradzająca się w elektroniczną miniaturę.

Jeszcze przyjemniejszą zmianą są odświeżająco skromne aranżacje. Skromnie, nie znaczy ubogo, w niektórych utworach znajdziemy naprawdę sporo ciekawych produkcyjnych zabiegów, ale nie eksponowanych na pierwszym planie. Z drugiej zaś strony mamy naprawdę proste kompozycje, jak oparte wyłącznie na pianinie "Ethereal" czy "On The Peninsula" oparte na smyczkach, ale bez patosu. "Enter 4" jest po prostu klarowniejsze i bardziej wyważone.

Najciekawszym składnikiem odświeżonego brzmienia Hjaltalín jest jednak niemal jazzowa sekcja rytmiczna. Modelowym przykładem jest "Forever Someone Else", skromne, ale pełne ciekawostek w tle, elektroniczne, ale i z wyraźną rolą pianina, ze smyczkami, ale bez typowego dla nich patosu, i wreszcie z synkopującą niemal perkusją. Jazzowa sekcja rytmiczna pojawia się też w "Crack In The Stone", ciepłej piosence, której stosunkowo najbliżej do przeboju. Jeszcze bliżej do tego ma "Myself", w którym Högni Egilsson najmocniej operuje swoim wokalem, ale wreszcie ani nie przytłacza, ani nie irytuje.


Dzięki nowym elementom udało się Hjaltalín stworzyć swój najciekawszy album i wreszcie oryginalne brzmienie. "Enter 4" może nie wypełniają chwytliwe melodie, ale mimo, że kompozycje są stosunkowo długie, mamy przyjemne wrażenie, że cały album kończy się zbyt szybko. Tym większa szkoda, że jego dostępność, jak i obecność w mediach, jest znikoma. O ile "Terminal" ukazał się nawet na licencji w Polsce, o tyle "Enter 4" wydane zostało wyłącznie na Islandii i trafiło do bardzo ograniczonej dystrybucji w kilku europejskich krajach. Cudem udało mi się znaleźć jeden egzemplarz w wiedeńskim sklepie muzycznych, ale Wam zostają na szczęście edycje cyfrowe i serwisy streamingowe. 8/10 [Wojciech Nowacki]