14 lutego 2016

Bohemofilia #24


Bez zbytniej przesady powiedzieć można, że Midi Lidi to grupa w Czechach legendarna. Kultowy status zapewniły im trzy albumy wypełnione absurdalną elektroniką (od niedawna do pobrania za darmo z ich Bandcampa), ścieżki dźwiękowe do filmów "Protektor" (swego czasu czeski kandydat do Oscarów) i komedii "Polski film", czy najwspanialszy teledysk wszechczasów. Historia Midi Lidi sięga jednak aż wczesnych lat dziewięćdziesiątych, kiedy to Petr Marek zaczął nagrywać własną muzykę pod pseudonimem Muzikant Králíček. Zbiór tych domowych nagrań przez lata krążył w postaci przegrywanych kaset i wypalanych kompaktów, teraz "The Best of Králíček" ukazał się po raz pierwszy oficjalnie na winylu oraz w postaci darmowego downloadu. Dla wielbicieli homemade elektroniki oraz zalążków humoru Midi Lidi.



Z kolei dla zwolenników domowego, garażowego rocka, niezobowiązująco nawiązującego do gitarowej alternatywy przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, niezłym cukierkiem może okazać się Psychocandy. "Kings Of Maybe" to siedem zaskakująco lekkich i nieźle wyprodukowanych piosenek, które trójka chłopaków ze Znojma sprzedaje w postaci empetrójek lub wypalonego CD-Ra, pozostajemy zatem w klimacie DIY i młodzieńczego entuzjazmu.


W przeszłość z kolei zabiera słuchaczy awangardowa formacja B4. Ci, którzy mają świadomość tego, że czeska muzyka to nie tylko Helena i Karel oraz znają historię komunistycznej Europy, powinni pamiętać o The Plastic People Of The Universe, kontrkulturowej formacji ściśle związanej czechosłowackim ruchem dysydenckim, której działalność stała się jedną z pośrednich przyczyn podpisania Karty 77. Plastici funkcjonują do dziś, choć grywają głównie po praskich hospodách, a i aktualny prezydent nie jest zapewne ich tak wielkim miłośnikiem jak Václav Havel. Do ich historyczno-kulturowego dziedzictwa B4 nawiązują na płycie "Die Mitternachtmaus. Plastic People of the Universe Tribute", gdzie ich kompozycje przełożone zostały do syntezatorowo-krautrockowych wersji a teksty Egonda Bondy'ego przetłumaczone na język niemiecki.


Przyszłość natomiast stoi przed rezydującym w Brnie słowacki triem Inheritance. Supportowali Her Name Is Calla, zagrali na Colours Of Ostrava a ich najnowsza epka "Saturate" jeszcze silniej eksploruje ich unikatowe brzmienie. Swoboda post-rocka i fusion jazzu wykreowała specjalnie dla nich etykietę akustycznego math-rocka, ale nam z łatwością skojarzyć się może z rodzimą Jazzpospolitą. "Saturate" wydaje się być mroczniejsze i bardziej ustrukturyzowane od poprzedniej (i darmowej) epki "Frames", ale jeśli faktycznie ma być tylko zamknięciem debiutanckiej trylogii, to pozostaje z niecierpliwością oczekiwać nowego kroku Inheritance.



Dominik Zezula, czyli liryczna połowa duetu post-hudba, pod szyldem Děti mezi reprákama wydał solowy debiut zatytułowany "Újezd". I tak jak Újezd jest miejscem w Pradze, w którym turystyczny skansen spotyka się z prawdziwym miastem, debiut Dzieci między głośnikami w ramach nowej świeckiej tradycji miejskiego indie-folku skupia w sobie to, co najlepsze w alternatywnej Pradze . Opowieści Dominika wzbogaca zatem m.in. Kittchen, Aid Kid czy członkowie grup Nod Nod i Bratři Orffové.


Z Pragi natomiast w mityczne niemal w czeskich warunkach Sudety zabierał nas już wspomniany wyżej Kittchen. Grupa The Prostitutes, niegdysiejsze objawienie czeskiej gitarowej sceny, wyruszyła w Krušné hory, by odtworzyć dawną chemię, sprzed okresu gdy członkowie grupy poświęcili się licznym solowym i pobocznym projektom, i ewentualnie zarejestrować materiał na epkę. W opuszczonym górskim pensjonacie U Pašeráka, równie spontanicznie jak Please The Trees w Stanach Zjednoczonych, The Prostitues zarejestrowali tymczasem cały nowy album. Poniemieckie duchy Sudetów unoszą się nad płytą "Zum Passer", która muzycznie jednak splata w sobie elementy dojrzałego indie-rocka, post-punku i noir country. Szkoda jedynie, że ten pięknie wydany album ukazał się w samej końcówce 2015 roku, który przez większość krytyki zdążył już być podsumowany. Więcej o czeskich podsumowaniach następnym razem.


[Wojciech Nowacki]