10 kwietnia 2017

Recenzja Anna Calvi "Live For Burberry EP"


ANNA CALVI Live For Burberry EP, [2017] Domino || Jedna z bezdyskusyjnie najciekawszych postaci rocka ostatnich lat, a celowo przy tym pomijam płciowe zróżnicowanie, nadal wydaje się tkwić w półcieniu, ostatnimi czasy głównie na własne życzenie. Koncertowy żywioł Anny Calvi w minionych latach praktycznie nie znajdował ujścia poza granicami Wielkiej Brytanii. Występy na rodzimym gruncie miały zaś głównie charakter specjalnych wydarzeń z towarzyszeniem chóru tudzież orkiestry symfonicznej. Żadnych pierwotnych rockowych gigów, żadnych nowych utworów, żadnych konkretnych wieści o potencjalnym trzecim albumie. Jedynie dalsze wzbogacanie brzmienia znanych już kompozycji i okazjonalne ruchy w półcieniu, zawsze intrygujące i pokazujące status oraz skalę możliwości Anny Calvi, od odwiedzin u Wild Beasts po komponowanie dla Marianne Faithful.

"One Breath", choć zawierało szereg naprawdę udanych kompozycji, pokazało jednak, że wzbogacanie brzmienia niekoniecznie musi być najlepszą drogą dla Anny Calvi, zwłaszcza w zestawieniu z pierwotnie prostym i elegancko drapieżnym debiutem. "Strange Weather" natomiast, ostatnie tak naprawdę wydawnictwo Anny Calvi, pokazywało jej wszechstronność w interpretacji cudzego materiału, od FKA twigs po Suicide, oraz łatwość z jaką przychodzi jej translacja odmiennych stylistyk na swój skąpany w czerwieni gitarowy noir. Od wydania ostatniego regularnego albumu upłyną w tym roku cztery lata, od epki - trzy lata, i aż do teraz nie mieliśmy praktycznie żadnych śladów powstawania nowego materiału. Zdecydowanie zbyt długą przerwę wydawniczą kończy wyłącznie niestety cyfrowa epka "Live For Burberry", ale czy można ją traktować jako wskazówkę kierunku w jakim miałaby podążać Anna Calvi? Ta tajemnica pozostaje nieodkryta.


"Live For Burberry" to rejestracja pięciu utworów, które Anna Calvi odegrała podczas pokazu mody z towarzyszeniem swego zespołu, sekcji smyczkowej oraz chóru. Nie wiem jak prezentuje się nowa kolekcja Burberry, ale jeśli jako stosowną ścieżkę dźwiękową użyto do niej właśnie takiej muzyki to moja wyobraźnia może zagalopować w niebezpieczne rejony. Na pięć zamieszczonych tu utworów składają się dwie nowe kompozycje, jeden cover i dwie starsze piosenki, oczywiście natychmiastową uwagę przyciągają pierwsze od lat nowości. "Whip The Night" już tytułem i rozpoczynającym go mocnym bębnem wskazuje na nawet jeszcze bardziej radykalny powrót do surowej zadziorności debiutu. Piosenka napisana została na potrzeby sztuki teatralnej, monumentalną sekcję rytmiczną Anna Calvi kontruje w niej nawiedzonym kaznodziejskim wokalem i jazgotliwą gitarą, czuć też, że może być częścią większej narracji. A jeśli już mowa o narracyjnych zdolnościach Anny Calvi to druga nowa kompozycja, instrumentalny "Nathaniel", być może nie wnosi nic nowego do jej wizerunku, ale przypomina jak znakomitą jest gitarzystką, zdolną do snucia intensywnych opowieści tylko przy pomocy dźwięków gitary.

Cover "iT" Christine And The Queens, piosenki sprzed trzech lat, zmienił ją z mglistego synth-popu w medytację na chór i smyczki. "Eliza" oraz "Desire" tylko i aż przypominają jak znakomite i pełne emocji są to kompozycje, jak dojrzały jest warsztat Anny Calvi i jak potężny jest jej wokal. Nie dowiadujemy się zatem niczego o czym byśmy już nie wiedzieli, ale uwaga, wreszcie, być może po latach prób i docierania się, smyczki i chór zdołały się wpisać w jej kompozycje bez patosu, bez dysonansu i tym razem wreszcie je dopełniając. Więcej oczekiwać można na drugim już tegorocznym nowym wydawnictwie Anny Calvi. 22 kwietnia, na tegoroczny Record Store Day, na podwójnym czerwonym winylu ukaże się "Live At Meltdown", pełen, lecz limitowany album koncertowy z udziałem chóru i Davida Byrne'a. Pozostanie jedynie wierzyć, że wraz z "Live For Burberry" stanowić będzie podsumowanie i zamknięcie etapu przyczajenia. 8/10 [Wojciech Nowacki]