31 stycznia 2019

Recenzja Fever Ray "Plunge"


FEVER RAY Plunge, [2017] Rabid || Przyznać, że nie lubi się debiutanckiego albumu Fever Ray dość powszechnie przyjęte być musi jako szokujące wyznanie. Nie chodzi bynajmniej o jakąś antypatię, raczej o zarzut jeszcze bardziej nawet zapierający fanom dech w piersiach. Otóż płyta ta zawsze wydawała mi się po prostu nudna. Poszczególne kompozycje brzmią dziś bez wątpienia klasycznie, świetnie sprawdzają się na ścieżkach dźwiękowych i nie można odmówić im atmosfery, ale jako całość "Fever Ray" była zbyt jednorodna, zbyt oswojona i jakaś taka nieangażująca. Zupełnie jakby kluczem do Fever Ray było wykrojenie ładnych, świetnie wyprodukowanych, ale najłagodniejszych i najnudniejszych piosenek z twórczości The Knife.

Kluczem do The Knife zawsze jednak z kolei była ciągła reinwencja brzmienia. "Shaking The Habitual" już było materiałem dość szokującym, nie pozostawiającym nikogo w obojętności. "Shaken Up Versions" jeszcze zwiększyło ten poznawczy dysonans prezentując nie tylko ten sam, ale i starszy materiał w późniejszych, koncertowych aranżacjach. Radykalne modyfikowanie własnych kompozycji pozwoliło unaocznić jak płynną są w istocie materią, pozbawioną jednej i definitywnej formy. Fever Ray naturalnie odziedziczyła to samo podejście, choć w ciągu wielu lat od wydania jej solowego debiutu można było mieć wątpliwości czy kiedykolwiek dojdzie do jego realizacji. Gdy Karin Dreijer ruszyła z "Plunge" w trasę koncertową nawet ja nie mogłem ominąć wyjątkowej okazji zobaczenia Fever Ray na żywo. Świetny i angażujący występ tylko potwierdził siłę nowego albumu, ale zgodnie z przewidywaniami pozwolił też odkryć na nowo ten debiutancki.


I want to run my fingers up your pussy to slogan w tak nieznośnie oczywisty sposób chwytliwy, że w żywym wykonaniu po prostu nie mógł się nie sprawdzić, ale "To The Moon And Back" to w istocie kwintesencja nowej odsłony Fever Ray. Wyjątkowo optymistyczna, budująca piosenka, atrakcyjnie wielowarstwowa w sferze rytmicznej, pokazuje Fever Ray pozytywną jak nigdy, silnie też cielesną, zamiast zwyczajowo eteryczną. Cielesność manifestuje się już w otwierającym album "Wanna Sip", I kinda got hooked on your scent rozbrzmiewa na tle muzyki o subtelności nalotu bombowego, która natychmiast budzi z letargu debiutu. Wydawać się może zresztą lekko nawet archaiczną, ale w uniwersalny, ponadczasowy sposób, szczególnie "An Itch" udanie łączy eurodance, industrial i typową dla Fever Ray wokalną melodykę. Snujące się brzmienie jej debiutanckiej płyty pojawia się natomiast i w eksperymentalnie popowym "Mustn't Hurry", i we wzbogaconym smyczkami "Red Trails".

Fever Ray nigdy nie była tak przebojowa, plemienne "IDK About You", choć surowe, to przecież jeden wielki hook, ale tym razem równie ważne są słowa. Przestrzenne "Falling" piętnuje jeszcze indukowane poczucie queerowego wstydu (She makes me feel dirty again / Making me feel I want too much / Making me feel it's enough), ale "A Part Of Us", brzmiące niczym soundcloudowa, eksperymentalna elektronika rozwinięta w chwytliwie pobudzający, pozytywny manifest, celebruje poczucie jedności, bezpieczeństwa i swobody nowych, tym razem wybranych rodzin (So proud / To be / A part / Of us / A chosen family / To love / To trust). Gdy w "This Country" Fever Ray ochoczo posługuje się kolejnym sloganem This country makes it hard to fuck przypomina nam się całkiem otwarta polityczność późnego The Knife. O ile "Shaking The Habitual" walczyło z kapitalizmem, o tyle "Plunge" walczy o seksualność. Album angażuje na tylu poziomach, że Fever Ray w końcu jest nie tylko czym ładnym do przesłuchania, ale wreszcie też czymś istotnym do wysłuchania. 8/10 [Wojciech Nowacki]