Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sebastian Pypłacz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sebastian Pypłacz. Pokaż wszystkie posty

31 stycznia 2015


Wilga to zaskakująco ciekawy zeszłoroczny debiut. Zespół twierdzi, że przed upublicznieniem materiału i skonfrontowaniem go ze słuchaczami trwały długie studyjne przygotowania. I to słychać, "Wilga" brzmi jak samoświadomy, już ukształtowany skład, ale jednocześnie na tyle perspektywiczny, by obserwować jego dalszy rozwój. Rzadki to bowiem przypadek nowego polskiego wykonawcy z kręgu alternatywy, który nie sprowadza się to entuzjastycznego kopiowania ulubionych czy akurat modnych zachodnich wzorców. Porównania mogą się nasuwać, ale są na tyle mgliste, że nie przysłaniają autorskiego i oryginalnego brzmienia. Materiał to kruchy, ale intensywny; krótki, ale pełen aranżacyjno-produkcyjnych ciekawostek. Lekki, przestrzenny synth-pop miesza się tu akustycznym folkiem i post-rockowymi gitarami. Bardziej niż na chwytliwe melodie Wilga łapie nas na tworzenie klimatu i budowanie akordów.

PORNOGRAPHYxxx to może i soczysta nazwa, ale z kojącym efektem. Kuba Konera udostępnił swój album "The Maze" za darmo i nie sili się na nic więcej niż proste dzielenie się swoją muzyką. Bandcampowy i lekko przebrzmiały tag "witch house" jest tutaj mocno mylący a w zalewie synth-popu z posmakiem domowej produkcji można "The Maze" łatwo przeoczyć. W elektronikę PORNOGRAPHYxxx naturalnie wkradają się i klawisze, i gitara, skojarzenia wędrują od zwiewnego popu M83 po pastelowy synth Soft Metals i Com Truise. Jest ulotnie, lekko, ale przede wszystkim w nieodgadniony sposób wciągająco.

Bad Light District to obok jedni z rozbitków po wydawnictwie Ampersand. Oficyna ta przez parę lat mocnę nakręcała koniunkturę na nową polską alternatywę, swoje albumy wydali tam choćby We Call It A Sound, Drivealone, George Dorn Screams czy Bad Light District. Większość z nich rozpierzchła się po innych wydawcach lub poszła drogą zupełnie samodzielnej działalności, szkoda, że zniknął łączący je szyld, ale najważniejsze, że nie ustają w nagrywaniu. "Science Of Dreams" pobrać możecie za dobrowolną cenę i zyskać w ten sposób porcję niebanalnego gitarowego grania. Wydawać by się mogło, że Bad Light District mierzy w stronę chłodnawych, melancholijnych post-punkowych piosenek, ale na ich najnowszym albumem unosi się też intrygujący opar psychodelii, bardziej spod znaku Syda Barreta niż The Velvet Underground. Gitarowa motoryka przywodzi tu raczej na myśl Clinic czy choćby ostatnio Suuns. Kierunek zdecydowanie wart zgłębienia.

Sebastian Pypłacz pogodził już najwyraźniej swe wcześniejsze wcielenia. Spoken-wordowy Pan Stian i ambientowy Meet The Ambient spotkali się na wydanym pod własnym nazwiskiem "MurMur". "Struktura" ma być ostatecznym scaleniem dotychczasowych przygód Sebastiana z muzyką, wreszcie w postaci pełnego albumu, ale też jako całość większego projektu z pogranicza różnych dziedzin sztuki. "Struktura" to zgodnie z tytułem uporządkowana i przemyślana całość a zarazem otwarta rama do wplatania kolejnych wątków. By ogarnąć całość spojrzenia Sebastiana na sztukę i (pop-)kulturę warto zajrzeć na jego bloga, który przy okazji polecam, jako dziecko lat osiemdziesiątych, wychowane w latach dziewięćdziesiątych czuję się bowiem na nim nadzwyczaj swojsko.

Wild Books to mocne uderzenie na koniec, ale zamiast ciosu pięścią jest to raczej ostre cięcie, w końcu nawet papier może zranić, zwłaszcza gdy obcuje się z dzikimi książkami. "Wild Books" to przykład odwrotu od typowo polskich bryto-centrycznych rockowych fascynacji w stronę amerykańskiej alternatywy i pierwotnego indie. Gitara i wokal plus perkusja, zadziorne lo-fi, garażowy noise, ale i popowe melodie, to terytorium bardziej dla miłośników Pixies i Japandroids niż terazrokowej siermięgi Royal Blood. [Wojciech Nowacki]

25 kwietnia 2014


"1926" uznany został za najciekwaszy powiew nadmorskiego post-rocka w 2012 roku. Intrygująco osadzony w trójmiejskiej rzeczywistości, zamiast wpisywać się w smutny nurt redukowania post-rocka do melodyjnego metalu z melancholijnymi okładkami nawiązywał do najciekawszych tradycji alternatywy lat 90-tych. Kierunek ten kontynuują dwie kolejne, równolegle wydane EPki: "Bury The Ghost" oraz "Orphans". To nadal, przynajmniej pod względem formalnym, post-rock w stylu Godspeed You! Black Emperor, choć nie tak monumentalny i z szerszymi inspiracjami. W ponad 20-minutowych kompozycjach znajdziemy bowiem nie tylko post-rockowe kaskady, ale również czytelne ślady i shoegaze'u, i noise'u, i amerykańskiego indie spod znaku Sonic Youth. Szkoda tylko, że ogólne wrażenie psuje umieszczony na "Orphans" okropny i niezrozumiały cover "Hope of Deliverance" Paula McCartneya. Piosenki zresztą okropnej również w oryginale.

Kaseciarz i jego pierwszy materiał "Surfin' Małopolska" był chyba pierwszym polskim bandcampowym wydarzeniem. Jakość lo-fi demówki, absurdalny punkt wyjściowy, ale skoro może być surf-rock znad Wełtawy, to dlaczego nie znad Wisły, i wreszcie po prostu bardzo dobry materiał. Pod zasłoną surf-rocka skrywał się jednak wysokiej jakości noise, wzbudzający tęsknotę za dawną trójmiejską sceną i nieodżałowanym zespołem na literę Ś. "Motörcycle Rock And Roll" przynosi po pierwsze lepszą produkcję, przy zachowanej jednak surowości brzmienia,  mniej tajemnicy, więcej zadziorności i bardziej piosenkowy charakter, w końcu pojawiają się i wokale. Może nie tak świeżo, jak za pierwszym razem, ale surf-noise to nadal jedna z najciekawszych krajowych propozycji.

Pan Stian już na naszych łamach gościł. Na EPce "Drugi ulubiony organ" chciał emigrować na Księżyc a spoken-wordowy charakter naprawdę udanie równoważyły ciekawe, głównie elektroniczne podkłady. Zeszłoroczny album "Złamane obietnice" pokazał Pan Stian jako zespół. Sebastian Pypłacz nadal eksponował swoje liryki, przy okazji rozwijając się wokalnie, ale najważniejsza zmiana dotyczyła muzyki. Żywy gitarowy rock, do tego mocno osadzony w bluesie. Spokojnie jednak, mimo Górnośląskiego pochodzenia, słuchacze nie musieli obawiać się bluesa a'la Dżem. "Złamane obietnice" to album zarazem klasyczny i świeży.

Przed miesiącem jednak Sebastian Pypłacz debiutował po raz kolejny, wydając EPkę "MurMur" po raz pierwszy pod swym nazwiskiem. Jako Pan Stian stawiał na słowa i poetykę, jako Meet The Ambient eksperymentował z ambientową elektroniką. Całkiem naturalnie zatem z połączenia obu tych wcieleń otrzymujemy... Sebastiana właśnie. "MurMur" to niespełna dwadzieścia minut profesjonalnych i ciekawych dźwięków oraz pełnej wreszcie integracji muzyki i słowa. Polecam zdecydowanie i czekam na więcej. [Wojciech Nowacki]