17 marca 2013

Recenzja Blur "Parklive"


BLUR Parklive - Live In Hyde Park - 12th August 2012, [2012] Parlophone || Nie, wyjątkowo nie będę rozpisywał się o ciągle niepewnej przyszłości Blur, o ciągłych zmianach decyzji Damona Albarna, o tajemniczych sesjach nagraniowych. Fakty są takie: kolejny, olimpijski powrót koncertowy Blur, zamiast zakończyć działalność grupy przyniósł regularną festiwalową trasę koncertową, która obejmie i Polskę. Poza tym mamy piękną niedzielę a nie ma bardziej niedzielnego zespołu niż Blur.

Zastanowić się można na tym, czym różni się „Parklive” od dwóch wydawnictw „All The People” z 2009 roku. Jasne, w sytuacji gdy grupa nie wydaje studyjnych albumów, każde nowe wydawnictwo jest na wagę złota. Zwłaszcza, że za każdym razem chodzi o koncerty wyjątkowe. Dwa lipcowe koncerty z 2009 roku były świętem Blur. Powrót marnotrawnego Grahama Coxona i realizacja dokumentu „No Distance Left To Run” wpłynęły na mocno nostalgiczną atmosferę. Koncert z 2012 roku był już jednak świętem olimpijskiego Londynu a Blur z celebrowanego stał się celebrującym. Mniej było melancholii i wspomnień, więcej beztroskiej zabawy. Wydaje się, że zespołowi towarzyszyło zdecydowanie mniejsze ciśnienie, sam Damon Albarn sprawiał też wrażenie znacznie pewniejszego siebie niż w 2009 roku.


„Girls & Boys” na mocne otwarcie pokazało, że wokalista był też chyba w minimalnie lepszej formie wokalnej i nie potrzebował już tyle czasu na rozgrzewkę. Już w „Beetlebum”, mimo nierównego początku i wolniejszego tempa, mamy rozśpiewanego Albarna i niemal noise’owy finał. Dalej jest już tylko lepiej. „Coffee & TV” to piosenka, której nie można popsuć. „Out Of Time”, jedyny koncertowy reprezentant kontrowersyjnego albumu „Think Tank”, z biegiem lat tylko nabiera klasy. Wreszcie „Trimm Trabb”, najgenialniejszy utwór z najgenialniejszej płyty. Zawsze boję się słuchać jego koncertowych wykonań, ładunek emocjonalny wersji studyjnej jest niemal nie do powtórzenia. Tym razem pomogło głębsze zanurzenie się w albumie „13”, od razu bowiem po „Trimm Trabb” nastąpił „Caramel” a my zyskujemy pewność dlaczego „13” była albumem dekady.

Set klasyków, z centralnym, wzbogaconym dęciakami „Parklife”, rozwiał wątpliwości z 2009 roku, kiedy to wydawało się, że Albarn dysponuje już zbyt dojrzałym głosem na skandowanie bripopowych przebojów. I następującej później niemal punkowej wiązanki z niezawodnym „Song 2” na czele. Zgromadzony w Hyde Parku tłum instynktownie wyczuł potrzebę ukojenia spontanicznie intonując „Tender”. Zespół melancholijny powrót do „13” rozpoczął jednak od „No Distance Left To Run”, po którym dopiero rozbrzmiało gospelowe arcydzieło.


Im bliżej końca koncertu, tym bardziej rozśpiewany był Albarn, sięgając choćby po „This Is A Low”. Pojawił się również nowy utwór „Under The Westway”, choć niewątpliwie szkoda, że nie usłyszeliśmy również „The Puritan” (o „Fool’s Day” nie wspominając). Wreszcie wielki finał w postaci „End Of A Century” – „For Tomorrow” – „The Universal”. I nie mają już znaczenia żadne koncertowe nierówności, nie jest ważne, czy Blur nagra jeszcze kiedyś nowy album. Po co to komu, jeśli nadal mamy szansę uczestniczyć w koncercie kluczowego dla lat 90-tych zespołu i śpiewać razem z najbardziej wpływową postacią świata muzyki ostatnich lat. 8/10 [Wojciech Nowacki]