8 czerwca 2013

Recenzja Superhalo "Czerwona"


SUPERHALO Czerwona, [2013] Vintage Records || Moja historia z Czerwoną zaczęła się od mini legendy umieszczonej w „książeczce” z lirykami. Według niej,  właściciel małej wytwórni płytowej wykupił taśmę z gotowym materiałem SUPERHALO, którą znaleziono we wraku auta z lat 60tych. Oczywiście to wszystko bujda, gdyż sprawcą tego krążka jest czteroosobowy zespół z Wielkopolski.

Jeszcze zanim dotarła do mnie płyta nie wiedziałam czego spodziewać się po samej muzyce, ale miałam pewność że brzmienie będzie świetne,  bo Vintage Records słynie z ponadprzeciętnego technicznie brzmienia. I tak też jest i tym razem. Jeśli chodzi o rodzaj muzyki to jest to takie garażowe granie. Mimo siermiężności riffów w niektórych momentach, nie jest to muzyka mega ciężka. Powiedziałabym że to taki garażowy rock w wersji „harder”.

Album przewinął się przez mój odtwarzacz z dwadzieścia kilka razy przed napisaniem pierwszego zdania i cóż… nie jest to powalający materiał, ale na pewno nie da się powiedzieć że jest do niczego. Płyta jest dobra, jednak nie powoduje efektu „wow”. Oczywiście nie znaczy to, że nie warto po nią sięgnąć. Jest kilka naprawdę fajnych utworów.

Moim faworytem na krążku jest  utwór „Lawarana”, będący taką manifestacją zmysłów mężczyzny zniewolonego przez kobietę. Tekst napisany przez Swobodę jest mistrzowski i to w połączeniu z muzyką wypada naprawdę zniewalająco. Powoduje u mnie podobny rodzaj ekstazy co „I can`t quit you baby” Led Zeppelin. Chce się do niego wracać i wciąż robić replay.

Skoro już jesteśmy przy warstwie lirycznej, to niestety nie wszystkie teksty są tak dobre i przyczepiłabym się w kilku momentach (np. „Pękłaś”). Ale w tym wypadku ta płyta jest niezwykle irytująca. Przyglądając karteczkę z lirykami ciśnie mi się czasem na usta „ale słaby tekst” albo „zalatuje grafomaństwem” a potem słuchając już utworów doznaję dziwnego wrażenia jakby w mojej głowie siedział mały Mario i przełączał wibracje z „negative” na „positive”. Po prostu jest to na tyle melodyjne i dobrze zagrane, że pierwszy raz jestem w stanie powiedzieć, że muzyka ugrywa to co straciły liryki (a ci co mnie znają wiedzą, że na punkcie tekstów jestem przeczulona jak nauczyciel śpiewu na punkcie czystości głosu).

Chociaż jeden utwór mimo mojej sympatii - do wokalu Pawła Galusa i uwielbienia do dźwiękowej pracy Szymona Swobody – od samego początku do teraz mnie denerwuje i uważam że jest okrutnie słaby. Mowa o ostatnim kawałku zatytułowanym „Mgła”. Jakiś recenzent zdaje się, chwalił ten utwór, czego ja absolutnie nie rozumiem. Jest nudny muzycznie, wokal jakoś odbiega od instrumentarium jakby siła grawitacji przestała działać i odpychała od siebie te dwa byty. Tekst taki jakiś do niczego i za każdym razem jak się zaczyna czuję niepokój i mam ochotę wyjąć płytę z odtwarzacza.

Jakiś czas temu panowie zagrali koncert w Radio Gdańsk. Jestem szalenie ciekawa czy pojawił się na nim  utwór zatytułowany „Charleston”. Gdyby oceniać go tak samo jak pozostałe kawałki, to zapewne nie uzyskałby zbyt wysokiej oceny. Ale mając świadomość że jest to swego rodzaju miniatura muzyczna będąca wynikiem artystycznego przypływu szaleństwa, można oszczędzić sobie pruderyjności. No i jeśli trafi wam się sąsiad zbyt głośno podkręcający Radio Maryja to numer siedem z tej płyty i po kłopocie.

Fajną energię ma kawałek „Mamoney”, jak się słucha „monety złote będę mieć” to od razu człowiekowi zmienia się sposób patrzenia na niebo. Takim rozmarzonym się staje. Cały ten album jest dobrym materiałem na jakieś grillowanie czy innego typu spotkania ze znajomymi. Takie powiedziałabym, typowo radiowe kawałki. Jak wspomniałam wcześniej nie jest to muzyka, która zniewala zmysły ale słucha się tego bez zgrzytania zębami. Samo brzmienie jest mistrzowskie i przede wszystkim należy dać panom duży plus za piękny sposób wydania krążka. Niestety po iluś przesłuchaniach zaczyna nudzić ale na pewno warto się zainteresować tym wydawnictwem bo są na nim perełki takie jak choćby „Lawarana” czy „Dukany”. Zatem zachęcam do zapoznania się z tymi jak i pozostałymi utworami. 6/10 [Agnieszka Hirt]