22 września 2016

Recenzja Neon Indian "VEGA INTL. Night School"


NEON INDIAN VEGA INTL. Night School, [2015] Transgressive || Alan Palomo uczynił więcej dla promocji Polski niż wszystkie ministerialne programy, granty i fundusze razem wzięte. Ok, być może "Polish Girl" nie zainspirowała szerokich tłumów do wędrówek wśród mazowieckich wierzb, ale obok "Midnight City" M83, "Julius" Starfucker i "How Deep Is Your Love?" The Rapture była jednym z najbardziej bezwstydnie przebojowych singli roku 2011. Pół dekady później autorzy powyższych różnie odnajdują się w warunkach gdy bogato inkrustowane, ale jednoznacznie łatwe przeboje nie należą do najmodniejszych potrzeb części słuchaczy.

"Era Extraña" w istocie znajdowała się niebezpiecznie blisko bycia albumem jednego przeboju. "Polish Girl" była chyba najbardziej chwytliwą piosenką ze strony któregokolwiek z ojców chillwave'u, ale jednocześnie Neon Indian porzucał na tym albumie mikrogatunkowe ograniczenia w których wtedy jeszcze tkwili Toro Y Moi oraz Washed Out. "Era Extraña" była bardziej otwarcie syntetyczna i zmierzające w stronę ejtisowej retroelektroniki. Choć wokal Alana Palomo jeszcze konsekwentnie skrywał się przytłumiony za quasianalogowymi filtrami. Skłonności ku eksperymentatorstwu były już jednak widoczne i w kompozycjach, i aranżacjach, i w samej strukturze albumu.


Na "VEGA INTL. Night School" pop jest tożsamy z eksperymentem a Neon Indian wydaje się kłaść fundamenty po gatunek, który najstosowniej by było nazwać progresywnym disco. Lata osiemdziesiąte nie są tu tylko z fascynacją replikowane, choć pieczołowicie rekonstruowane inspiracje widoczne są i w oprawie graficznej. Kompozycje okazują się jednak zaskakująco pokomplikowane, nie tracąc przy tym nic z tanecznej chwytliwości. "Street Level" konfrontuje ze sobą rozwodnioną produkcję Toro Y Moi z połamaną rytmiką Flying Lotus. Gdzieniegdzie pojawia się utracona zręczność Daft Punk ("Hit Parade", częściowo "Slumlord"), okazjonalnie reggae rytmika kojarząca się zarówno z Lady Pank, jak i z The Police ("61 Cygni Ave" i "Annie"). Wymowa całości wydaje się pastiszowa, żartobliwa, ale jednocześnie dojrzała i eksperymentalna. Dźwiękowo i produkcyjnie album jest niezwykle gęsty, ale pomimo wielości warstw i faktur wcale nie wydaje się przeładowany. Najbardziej zaś oczywistą różnicą między "VEGA INTL. Night School" a "Era Extraña" jest wokal. Alan Palomo już nie się ukrywa, śpiewa pełnią głosu, odważnie, śmiało sięga po efektowne sztuczki z których dumny byłby Michael Jackson, Prince czy Twin Shadow. Choć przyznać trzeba, że poza "Annie" nie ma tutaj raczej jednoznacznego przeboju.


W połowie płyty Neon Indian wydaje się jednak porzucać żartobliwy sztafaż i retro eksperymentatorstwo. W fenomenalnej trylogii "Slumlord" - "Slumlord's Re-Lease" - "Techno Clique" brzmi nowocześniej, odrzuca historyzujące stylizacje na rzecz najprostszych tanecznych emocji. Stopniowo przechodzi od disco a'la Daft Punik przez taneczny house GusGus i Hercules And Love Affair po nomen omen techno, zapominając o żartach, stylizacji, mikrogatunkach, i zatracając się w prostym tanecznym pulsie. Wraz z przydługim "Baby's Eyes" powraca na wcześniejsze tory progresywnego disco, być może nieco mocniej niż w początku albumu, ale też odrobinie mniej zapamiętywalnie. Neon Indian może i zniknął na parę lat, ale pod postacią "VEGA INTL. Night School" przygotował jeden z najbardziej złożonych albumów elektronicznego popu ostatnich lat. 8/10 [Wojciech Nowacki]