12 kwietnia 2018

Recenzja Czechoslovakia "Malimy"


CZECHOSLOVAKIA Malimy, [2017] self-released || Nie, nie jest to nowy odcinek "Bohemofilli", ale przyznać trzeba, że Czechoslovakia wydaje się być dla mnie zespołem idealnym do kibicowania. Po pierwsze, oczywiście nazwa, po drugie, trójmiejskie pochodzenie, bo Trójmiasto przynajmniej od lat dziewięćdziesiątych jest źródłem najbardziej autorskiej, oryginalnej i inspirującej polskiej alternatywy, po trzecie zaś, grają post-rocka w jego niestety zamierzchłym, lecz najbardziej uwodzicielskim kształcie.


"Nocą" jest bardzo dobrym wprowadzeniem do albumu nie tylko ze względu na swoją kompaktową długość. Rozpoczyna się od (post-)grunge'owego klangoru, by przez chwilowy pobyt na orbicie Tool wprowadzić stopniowe melodyjne załamania, pokazuje więc nieświadomie drogę jaką w latach dziewięćdziesiątych przeszła gitarowa alternatywa w kierunku post-rocka. Drogę, którą Czechoslovakia wydaje się być szczerze i autentycznie zafascynowana. "Malimy" staje się więc w znacznej swej części hołdem złożonym największym twórcom polskiego post-rocka. Już w "Synu" wyłania się klasyczne brzmienie zespołu Mordy, z basowo zapętlonym rytmem i gitarą balansującą na granicy transowości i narracyjności, choć brakować może wyraźniejszej konkluzji, rozwinięcia, silniejszego akcentu.

Grupa okazjonalnie próbuje grać odważniej ("Dzik" czy "Wersal" z początkiem bliskim ściankowemu "Shifting The Night For Tomorrow"), lepiej sprawdza się póki co we fragmentach bardziej nastrojowych i powolnym budowaniu atmosfery. Songwriting szybko też sprowadza się do niemal identycznych linii wokalu, sposobu frazowania czy rymowania, w początkowo zadziornie więc rozpędzonym finałowym "Marzę" wraz z pojawieniem się wokalu mamy wrażenie zasłyszenia po raz kolejny tej samej piosenki.

Czechoslovakii zresztą dość często dostaje się za wokale właśnie. Pozwolę sobie się nie zgodzić, owszem, szczególnie w bardziej wysiłkowych momentach wydają się niewytrenowane, ale najczęściej są kojąco mruczące. Problematyczne są natomiast teksty. W większości jest to na szczęście typowy dla post-rocka tekstowy eskapizm, ale ni stąd, ni zowąd pojawiają się fragmenty przy których nie sposób się nie zaczerwienić. Dzisiaj będę inżynierem / Czasem jednością, czasem zerem / Na przerwie zjadam bułkę z serem / Opiekaną testosterem ("Inżynier") czy Ziewam w pałacach Wersalu / Poprawiam gacie z Bursztynowej Komnacie ("Wersal") zamiast pomysłowej nosowszczyzny wprowadzają ostry dysonans i niespójność ze stylową przecież muzyką.

Być może nie mamy na "Malimy" jeszcze takich umiejętności technicznych jakie mają choćby weterani z 3moonboys, ale jednak Czechoslovakia wydaje się znacznie szczersza w swej wypowiedzi. I zdecydowanie niekoniunkturalna. Świadome i bynajmniej nie biernie odtwórcze re-kreowanie brzmień zasługujących na najwyższe docenienie okazuje się świeższe niż mniej lub bardziej świadome podążanie za alternatywnymi modami. Klasycznie i artystowsko jeszcze formułowanego post-rocka, sprzed czasów zanim stał się melancholijnym metalem, silnie dziś brakuje i Czechoslovakia dzieli ze mną tą tęsknotę w bardzo satysfakcjonujący sposób. 7/10 [Wojciech Nowacki]