24 czerwca 2019

Recenzja The Flaming Lips "Greatest Hits Vol. 1"


THE FLAMING LIPS Greatest Hits Vol. 1, [2018] Warner || Jeśli wymieszamy ze sobą nawet najbardziej kolorową plastelinę, zwłaszcza gęsto podlaną substancjami psychoaktywnymi, w efekcie i tak otrzymamy jednorodną i średnio apetyczną szarą masę. Obcowanie z imponującym podsumowaniem paru dekad twórczości The Flaming Lips, a mówimy o trzydyskowej wersji deluxe, jest podobnym doznaniem. Wszystkie ich szaleństwa, wykwity wyobraźni, kontrolowany chaos, okazują się być w istocie całkiem do siebie podobne. I nie ma w tym nic złego, widać bowiem, że zmienia się produkcja, technologia, emocje, ale warsztat i styl The Flaming Lips jest całkiem jasno zdefiniowany od samych początków grupy.


Zwłaszcza, że kompilacja ta ułożona została w jedynym właściwym porządku - czysto chronologicznym. Na pierwszych ich albumach czytelne jest wspólne z Mercury Rev i Grandaddy pochodzenie, ujęte we frapująco niedefiniowalną wtedy jeszcze odmianę psychodelicznego indie-rocka. Potencjał The Flaming Lips do pisania popowych melodii jest również oczywisty, nie można się jednak nie zgodzić, że wyraźna zmiana następuje na wysokości płyty "The Soft Bulletin". Produkcja staje się klarowniejsza, aranżacyjne eksperymenty odważniejsze, nastroje bardziej zróżnicowane i sięgające intrygująco mroczniejszych rejonów, lecz w efekcie kompozycje te stają się nawet jeszcze przystępniejsze. "Greatest Hits Vol. 1" służy nie tylko jako przewodnik po historii The Flaming Lips, ale też punkt zaczepienia do sięgnięcia po najlepsze spośród ich albumów, czy to po pomysłową różnorodność "At War With The Mystics", najbardziej kompletną całość "Embryonic", czy nawet niedoceniany "Oczy Mlody".

Dla tych, którzy nie potrzebują ani przewodnika, ani wprowadzenia, prawdziwie ciekawy będzie dopiero trzeci dysk z różnorodnymi rarytasami. W niemal niekontrolowanym zalewie pobocznych wydawnictw The Flaming Lips, epek, kolaboracyjnych projektów, cover-albumów, soundtracków, pendrive'ów, gumowych płodów, wypełnionych piwem winyli czy wielogodzinnych kompozycji, praktycznie niemożliwym jest choćby pobieżne zmapowanie całego tego szaleństwa, ale drobnostki w rodzaju wyciszonej wersji "The Yeah Yeah Yeah Song (In Anatropous Reflex)", wspólnej ze Spiritualized kolędy "Silent Night / Lord, Can You Hear Me" czy "If I Only Had A Brain", klasycznej śmiesznostki z rodem "Czarnoksiężnika z Krainy Oz", udanie wzbogacają już i tak kalejdoskopowy świat The Flaming Lips. 7/10 [Wojciech Nowacki]