9 kwietnia 2013

Recenzja The Knife "Shaking The Habitual"


THE KNIFE  Shaking The Habitual, [2013] Rabid || Pierwszy utwór na krążku jest dla mnie niemal tak samo ważny jak pierwsze zdanie powieści. Kakofoniczne „A Tooth For An Eye” przechodzi ten test znakomicie. Jest jak zaproszenie do egzystencjalnej podróżny, która za moment nastąpi. Jak przyznaje rodzeństwo, cały album jest jednym wielkim kwestionowaniem przymiotów, które decydują jaką pozycję w społeczeństwie zajmuje dana jednostka. Ten utwór z kolei jest sygnałem od Karin, że ich pracę też można poddać próbie. Podkreśla to używając fragmentu powieści Jeanette Winterson pt. The Passion (I`m telling you stores, trust me). 

"Shaking The Habitual” to kawał niezwykle dobrej ale i ciężkiej muzyki. Miłośnicy prostych i klarownych podziałów, zapewne poczują się sfrustrowani, kiedy przyjdzie im słuchać ponad ośmio a nawet dziewiętnastominutowych kompozycji. Jest to zresztą przyczyna podziału „Shaking The Habitual” na dwie płyty. Z tej pierwszej, niekwestionowanymi zwycięzcami są – wspomniane już wyżej – „A Tooth For An Eye”, znany już nam znakomicie psychodeliczny „Full Of Fire”, którego siłę przekazu wzmacnia videoklip wyreżyserowany przez Marit Östberg  oraz „Wrap Your Hands Around Me”. Słuchając wstępu tego ostatniego, na myśl przychodzi mi „Ark” Brendana Perry'ego. Chodzi mi tu o te ciężkie i powolne syntezatorowe dźwięki. Jest to jedyna ballada na tym albumie  i chyba najmniej oszczędny w słowa utwór. Karin śpiewająca wrap your arms around me, tell me all those things you haven`t told me, sprawia, że w człowieku budzą sie uśpione tęsknoty a głowa może odpocząć od dawki emocji zaserwowanej w czterech pierwszych utworach.

Najlżejszy dla ucha jest tu chyba “Without You My Life Would Be Boring”. Jeśli chodzi o instrumentarium to jest niesamowicie energetyzujący, nieco egzotyczny. Jakby inspirowany muzyką wschodu. Z kolei „Old Dreams Waiting To Be Realized”  został już przez kilku zagranicznych recenzentów okrzyknięty „niepotrzebnym” albo „okropnym”. Nic dziwnego. Jest to bardzo dziwna, niepokojąca i – jakby nie patrzeć – przeokropnie długa kompozycja, w której przeważają elektroniczne dźwięki poprzeplatane m.in. wyciem syren. Wokal wkrada się na chwilę, jednak robi to tak jakby przeciskał się nieśmiało przez szpary w ścianie. Co na to żeńska część duetu? W jednym z wywiadów powiedziała: it`s nice to play with people`s time these days. Ja traktuje to jako swego rodzaju katharsis, ale zdaję sobie sprawę że większa część odbiorców po prostu ukróci sobie odsłuch i wrzuci krążek nr dwa.


„Raging Lung” ma prawie jedenaście minut, ale ani przez chwilę nie męczy. Wręcz przeciwnie: chciałoby się więcej. Bardzo ciekawa i w dodatku spójna kompozycja, czego nie można powiedzieć o kolejnym numerze. Rozpoczęcie „Networking” to bowiem moment, w którym ma się ochotę powiedzieć „Nie dziękuję. Mam już pełen talerz wrażeń i nie potrzebuję dokładki”. Surowe potrzaskane techno. Aż nie mam na to przymiotnika, ale uczucie jest podobne do tego jakby ktoś przyłożył mi do głowy perkusyjny talerz a potem rytmicznie uderzał w niego drewnianym wałkiem do ciasta.

Po nim następuje krótki przerywnik „Oryx”, a następnie „Stay Out Here”, w którym gościnnie głosu udzieliły Shannon Funchess (z Light Asylum) oraz Emily Roysdon. Pozwolicie, że nie będę się rozpisywać nad pozostałymi dwoma utworami. Dodam tylko, że kolejny - „Frackling Fluid Injection” -został nagrany przy współpracy… łóżkowych sprężyn. W niektórych sytuacjach to może i przyjemny dźwięk, ale w tym zestawieniu działa jak katalizator migrenowego bólu głowy.

Generalnie nie polecam podchodzić do tego albumu jak do standardowej produkcji muzycznej. W przeciwnym wypadku czeka was rozczarowanie. Polecam przy tym zapoznać się z krótkim komiksem autorstwa Liv Strömquist „End Extreme Wealth”, który znajdziecie na oficjalnej stronie zespołu. No chyba, że zdecydujecie się zakupić krążek – wówczas historia graficzna w bonusie. „Shaking The Habitual” to odważne dzieło dwójki wspaniałych artystów. Mimo, że są na tej płycie męczące momenty, to  niczego bym stąd nie wyrzuciła. Jest to świetny koncept album i jeśli dla kogoś okaże się zbyt ciężki to cóż… kino awangardowe też nie dla wszystkich jest zrozumiałe. A to jest zdecydowanie muzyka, przy której potrzeba skupienia, absolutnie nie nadaje się na muzykę tła, chociaż dwa remiksy się już pojawiły także… potańczyć będzie jeszcze można.  Daje mu najwyższą ocenę, nie tylko za liryki i warstwę muzyczną, ale za przełamanie stereotypu i walkę w obronie człowieczeństwa. 10/10 [Agnieszka Hirt]