31 lipca 2013


JAGA JAZZIST Live With Britten Sinfonia, [2013] Ninja Tune || Jednym z najlepiej przeze mnie wspominanych koncert贸w jest pozna艅ski wyst臋p Jaga Jazzist w ramach trasy promuj膮cej ich ostatni jak do tej pory album “One-Armed Bandit”. Wci膮gaj膮ce kompozycje, instrumentalne eksplozje, kontrolowane emocje oraz widoczna rado艣膰 muzyk贸w ze wsp贸lnego grania i 艣wietny kontakt ze s艂uchaczami zapewni艂y pami臋tny wiecz贸r w dusznej atmosferze Eskulapa.

Jaga Jazzist to jedno z najciekawszych i najwarto艣ciowszych zjawisk nu-jazzu. Dziewi臋cioosobowa grupa znakomitych instrumentalist贸w, pod wodz膮 Larsa Horntvetha, daleka jest bowiem od relaksuj膮cej muzyki do windy, popo艂udniowej sjesty i wieczor贸w przy winie. Nu-jazz w ich wykonaniu to wyrafinowany konstrukt, w kt贸rym John Coltrane spotyka si臋 z Tortoise a jazzowe instrumentarium przecina si臋 z elektronik膮 i post-rockowymi figurami. Szczeg贸lnie dwie p艂yty, melodyjna „A Livingroom Hush” i najbardziej eksploruj膮ca po艂amane terytorium post-rocka „What We Must”, nale偶膮 ju偶 do obowi膮zkowych klasyk贸w. Ale nie ust臋puje im wspomniany „One-Armed Bandit” w艂膮czaj膮cy z kolei w ich struktury elementy rocka progresywnego.


„Live With Britten Sinfonia” to pierwszy album koncertowy Jaga Jazzist, ale jak mo偶na si臋 domy艣le膰 prezentuj膮cy formacj臋 w wyj膮tkowej ods艂onie, bowiem w towarzystwie orkiestry symfonicznej. Tego typu album贸w by艂o oczywi艣cie w historii muzyki ju偶 wiele, czy warto zatem si臋gn膮膰 po symfoniczn膮 p艂yt臋 Norweg贸w? Oczywi艣cie. „Live With Britten Sinfonia” mo偶na ewentualnie potraktowa膰 jako swoisty the best of, skupiaj膮cy si臋 jednak tylko na bardziej wyrafinowanej stronie Jaga Jazzist, z naciskiem na kompozycje z „One-Armed Bandit”. Jednak przede wszystkim prezentuje znane ju偶 utwory wreszcie w ubogaconych wersjach.

Specyfik膮 muzyki Jaga Jazzist jest jej z艂o偶ono艣膰 i niemal matematyczna precyzja wykonania. Cho膰 budzi autentyczne emocje to jest jednak perfekcyjnie zaprojektowana. Wbrew pozorom nie ma tutaj zatem mo偶liwo艣ci i miejsca na jazzowe improwizacje. Horntveth 艣ci艣le kontroluje swoje kompozycje, pozwalaj膮c zespo艂owi ewentualnie na elementy wyciszenia i przed艂u偶ania motyw贸w, nigdy jednak na szale艅cze free-eskapady.

Dodatek w postaci orkiestry jest zatem jedn膮 z niewielu mo偶liwo艣ci wzbogacenia tej muzyki o nowe elementy. Rzecz jasna najcz臋艣ciej pe艂ni ona funkcj臋 dodatkowego instrumentu, ale o tym jak doskonale poradzi艂a sobie z samodzielnym imitowaniem brzmienia Jaga Jazzist, mo偶na si臋 przekona膰 na pocz膮tku pe艂nej pi臋tnastominutowej wersji „One-Armed Bandit”. Jak wi臋kszo艣膰 album贸w koncertowych, ten pozostaje zasadniczo pami膮tk膮 dla fan贸w. Szkoda tylko, 偶e nie ukaza艂 si臋 jako DVD, z pewno艣ci膮 bowiem robi艂by wi臋ksze wra偶enie, takie, na jakie Jaga Jazzist w pe艂ni zas艂uguje. 7/10 [Wojciech Nowacki]

EDITORS The Weight of Your Love¸ [2013] [PIAS] || Gdy na pocz膮tku lat zerowych szala艂a nowa rockowa rewolucja, raczej j膮 ignorowa艂em zajmuj膮c si臋 klasyk膮 rocka. Bo po co s艂ucha膰 odniesie艅 do bluesa, hardrocka, punku, nowej fali, skoro mo偶na si臋gn膮膰 po orygina艂y. Dopiero pod koniec tej fali spad艂y na mnie jak grom z jasnego nieba dwie piosenki ledwie zapowiadaj膮ce taneczny miks gatunkowy lat nast臋pnych: „Take Me Out” Franz Ferdinand oraz „Munich” Editors.

„The Back Room” jest dzi艣 p艂yt膮 niedocenian膮 a bez w膮tpienia klasyczn膮. Stylowa, zadziorna, surowa i nieprzyzwoicie przebojowa, w kt贸rej ka偶dy element i ka偶da piosenka by艂y na swoim miejscu. Mi臋dzy bajki w艂o偶y膰 mo偶na by艂o por贸wnania do Joy Division (via Interpol), poka偶cie mi kogo艣, kto potrafi艂by ta艅czy膰 i wy艣piewywa膰 swe gard艂o do muzyki Iana Curtisa. Joy Division ostrzyli w naszych r臋kach t臋pe 偶yletki, Editors wstrzykiwali adrenalin臋 prosto w serce.

Szkoda, 偶e padli ofiar膮 znanego syndromu ch臋ci bycia „bardziej”. Na „An End Has A Start” mamy teoretycznie te same sk艂adniki. Melodie, gitary, teatralne wokale, ale wszystko zag臋szczone przeprodukowaniem i przearan偶owaniem. Jest tam kilka 艣wietnych kompozycji, ale jako ca艂o艣膰 album ten zmieni艂 si臋 w d藕wi臋kow膮 magm臋. Syntezatorowy eksperyment na „In This Light And On This Evenig”, jakiekolwiek by艂y jego przyczyny, mnie przekonywa艂. Utw贸r tytu艂owy, tylko pocz膮tkowo irytuj膮cy „Papillon” i rewelacyjne „Eat Raw Meat = Blood Drool” nale偶膮 do najlepszych utwor贸w Editors, reszta kompozycji jest jednak do艣膰 mia艂ka, w efekcie ten potencjalnie bardzo dobry album zapada si臋 pod ci臋偶arem w艂asnej nier贸wno艣ci.


St膮d moje zaskakuj膮co pozytywne odczucia po pierwszym pobie偶nym przes艂uchaniu „The Weight Of Your Love”. Dla odmiany p艂yta brzmi sp贸jnie i r贸wno, co przy powrocie do gitarowego grania najbardziej przypomina „An End Has A Start”, ale w znacznie l偶ejszej wersji. K艂opoty ujawniaj膮 si臋 dopiero przy uwa偶niejszym ods艂uchu. Niemniej pierwsze single nale偶膮 do zdecydowanie udanych, b臋d膮c zar贸wno przebojowymi, jaki i ukazuj膮c nowe oblicze zespo艂u. „A Ton Of Love” 偶artobliwie nazywam najlepszym singlem U2 od lat, jest tu 偶ar, pojawia si臋 i New York, i desire. „The Weight” to ju偶 Editors ani nie ostre, ani zadziorne, lecz przestrzenne, krocz膮ce, a za mocn膮, momentami po艂udniow膮 gitar膮 pojawiaj膮 si臋 i smyczki.

Podobnie brzmi „Sugar” w stylu rocka lat dziewi臋膰dziesi膮tych, z popowym refrenem i konsekwentnie kojarz膮cy si臋 z U2. Jeszcze mocniej s艂ycha膰 to w „Formaldehyde”, wbrew tytu艂owi sugeruj膮cemu wi臋kszy ci臋偶ar gatunkowy. Wspomniane smyczki szczeg贸lnie silnie wyeksponowane s膮 w „Honesty”, w kt贸rym pobrzmiewa te偶 sekcja d臋ta oraz bardzo mocno zredukowane w stosunku do poprzedniej p艂yty syntezatory. Ballady na „The Weight Of Your Love” prezentuj膮 za艣 r贸偶ne oblicza, epicko si臋 rozkr臋caj膮ce (zn贸w lata dziewi臋膰dziesi膮te) w „What Is This Thing Called Love” czy bardziej poetyckie w „Nothing”.


Wad膮 albumu nie okazuj膮 si臋 jednoznacznie wcze艣niej zapowiadane inspiracje ameryka艅skim rockiem sprzed dw贸ch dekad, prowadz膮ce to silnych skojarze艅 z „ameryka艅skim” etapem w historii U2. Tym razem p艂yta jest tak r贸wna, 偶e ma艂o co ponadprzeci臋tnie si臋 wybija, brakuje ognistych refren贸w, chwytliwych melodii, w drugiej po艂owie robi si臋 ju偶 miejscami nudno i nie pomaga si臋gni臋cie po folkow膮 stylistyk臋 w „The Phone Book”.

Jest to Editors dojrzalsze, ale pozbawione wi臋kszo艣ci dawnego napi臋cia. Silnie ujawnia si臋 tu te偶 ich s艂abo艣膰 do zbytniego przeci膮gania kompozycji, wi臋kszo艣膰 utwor贸w przekracza cztery minuty, skr贸cenie ich z pewno艣ci膮 doda艂oby albumowi blasku. Jak zwykle, na szcz臋艣cie, dodatkowego blasku nie potrzebuje g艂os Toma Smitha, kt贸ry znacznie poszerzy艂 tu swoje zdolno艣ci wokalne i interpretatorskie. P艂yta niepozbawiona wad, ale i zalet, nie wzbudza ani wi臋kszych emocji, ani te偶 kontrowersji. Tym bardziej po obecnym wyciszeniu ciekawi mnie ich kolejna wolta stylistyczna, jakakolwiek by ona nie by艂a Editors brzmi膮 zawsze unikalnie. 6/10 [Wojciech Nowacki]

26 lipca 2013


WILD TIDES Hung Loose¸ [2013] self-released || Letn谩 to parkowe wzg贸rze nad brzegiem We艂tawy, znane wszystkim mieszka艅com Pragi i cudzoziemcom b臋d膮cym tam d艂u偶ej ni偶 na kr贸tkiej standartowej wycieczce. Niegdy艣 sta艂 tam monumentalny pomnik Towarzysza Stalina w otoczeniu 偶o艂nierzy i klasy robotniczej. Posta膰 bodaj偶e pionierki znajduj膮cego si臋 za ni膮 czerwonoarmist臋 niefortunnie trzyma艂a za krocze, co sta艂o si臋 niejako 艣piewem przysz艂o艣ci 偶ycia na Letnej.

Tam zawsze jest lato, niezale偶nie od pory dnia i roku mieszka艅cy udaj膮 si臋 do jednego letne艅skich piwnych ogr贸dk贸w, przychodz膮 uprawia膰 sporty, biega膰, bawi膰 si臋 z psami, lub po prostu zasi膮艣膰 z piwem na trawie (co jest legalne) lub zapali膰 (substancje legalne z przymru偶eniem oka), tury艣ci za艣 wdrapuj膮 si臋 po betonowych schodach, by podziwia膰 klasyczny widok na miasto. Letn谩 to tak偶e nazwa dzielnicy rozci膮gaj膮cej si臋 parkowym wzg贸rzem i nic dziwnego zatem, 偶e to w艂a艣nie stamt膮d pochodzi bodaj jedyna grupa… surf-rockowa.

Bo dlaczego nie, nawet Stalinowi musia艂o by膰 przyjemnie w s艂o艅cu na powietrzu, We艂tawa, cho膰 kapry艣na, nie sprzyja mo偶e surfingowi, ale miejsce to sta艂o si臋 synonimem przyjemno艣ci, zabawy i beztroski. Podobnie jak muzyka Wild Tides. Epka „Hearts On Fire” wskazana zosta艂o jako jedno z najciekawszych wydawnictw zesz艂ego roku, ch艂opcy z Letnej nabrali zatem wiatru w 偶agle i w tym roku wydali pe艂nowymiarowy (cho膰 dwudziestominutowy) album „Hung Loose”.


Weso艂o jest od pierwszych takt贸w „Something Else About Her”, cho膰 zesp贸艂 ledwie si臋 tu rozkr臋ca, to wybija si臋 tu chwil臋 firmowa gitara. P贸艂toraminutowy „Gimme’ The Blues” to ju偶 odrobin臋 wi臋kszy kaliber ci臋偶szego i klasycznego rocka przefiltrowanego przez post-punkowe motywy. Singlowy „Watching Grlz Talk” to popisowy rock’n’roll z automatem perkusyjnym w podk艂adzie, po kt贸rym nast臋puje „Little Darlin’” dansingowy przytulaniec rodem z weselnej sali.

Odrobin臋 powa偶niej robi si臋 w po tarantinowsku po艂udniowym i koronkowo gitarowym „Marry Me”. Kr贸tka to chwila, bo do rock’n’rollowego p臋du wraca „My Daniela (Reprise)”. Najd艂u偶szy na p艂ycie „California Wet Dreamin’” to ju偶 ca艂kiem udana synteza surfowego pastiszu z jak najbardziej wsp贸艂czesnym gitarowym indie. Odrobina folku pojawia si臋 w „Instead Of Two Beating Hearts”, fina艂owe „Shrines” 偶egna nas za艣 g臋stym post-punkiem. Dwadzie艣cia jeden minut muzyki i chcemy tylko wi臋cej.

Lekko艣膰, zabawa, odrobina brudu, to wszystko znajdziemy na „Hung Loose”. P艂yta, co typowe dla alternatywnych Czech, wydana zosta艂a w postaci darmowego download’u oraz na pi臋knym winylu nak艂adem zas艂u偶onego Election Records. Zach臋cam zatem do pobierania i za偶ycia odrobiny beztroski. S艂o艅ce, piwo, pude艂ko pizzy, Letn谩. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]

FUKA LATA Electric Princess EP¸ [2013] Kondico Dreams || Ch臋tnie wracam ostatnio do debiutu Fuki Lata. „Other Sides” to niby hipnotyczny gitarowy shoegaze, ale bliski cho膰by eksperymentom Sun Araw. „Saturn Melancholia” ukaza艂a ju偶 elektroniczne oblicze duetu, a w po艂膮czeniu z jeszcze lepszym wcieleniem koncertowym, sta艂a si臋 niema艂膮 obietnic膮 przebojowego potencja艂u. Jedno z ciekawszych zjawisk na polskiej scenie elektronicznej powraca z nowym wydawnictwem – epk膮 „Electric Princess”.


Singlowy utw贸r „Velvet Daze” nie stanowi wielkiej odmiany brzmienia Fuki w stosunku do „Saturn Melancholii”. To nadal przestrze艅 wype艂niona leniwie odrealnionym wokalem, 艣mielej ju偶 jednak taneczn膮 podstaw臋 zaznacza syntezatorowy puls. Rozb艂yskuj膮ce w mroku 艣wiat艂o nie pochodzi bynajmniej z refleks贸w dyskotekowej kuli, lecz z tajemniczych kwazar贸w, r贸wnie odleg艂ych co 艣piew Lee.

Kosmiczne odniesienia mog膮 tr膮ci膰 lekk膮 pretensj膮, ale w przypadku Fuki Lata s膮 jak najbardziej powa偶ne i uzasadnione. Ju偶 wcze艣niej okre艣li艂em ich muzyk臋 mianem „space-rocka bez rocka”, nawet tak taneczne kompozycje jak „Till the End” sprawiaj膮 wra偶enie wype艂niaj膮cego kosmiczn膮 pr贸偶ni臋 promieniowania przepisanego na j臋zyk muzyki. Z dodatkiem italo-disco celem ucz艂owieczenia.



Bardzo podobnie jest w g臋stym utworze tytu艂owym, kt贸remu chwilami towarzysz膮 d藕wi臋ki rodem z pinkfloydowskich „Echoes”. Szczeg贸lnie jednak wyobra藕ni臋 porusza fina艂owy „Simple Case”. Mocniejszy i rozdygotany bit plus popowe ozdobniki natychmiast ka偶膮 si臋 zastanawia膰, jak doskonale prezentowa膰 si臋 musi w koncertowym wydaniu. Nic dziwnego zatem, 偶e wyst臋p Fuki Lata na Primaverze powoli zaczyna obrasta膰 ju偶 w legend臋. Znajomy, czystej krwi katalo艅ski hipster z Barcelony, odmierzaj膮cy swoje 偶ycie kolejnymi edycjami festiwalu, uzna艂 koncert polskiego duetu za najlepszy moment tegorocznej edycji.

Koniecznie zatem nale偶y trzyma膰 kciuki za Fuk臋 Lata. Ewolucyjne zmiany prowadz膮 Mito i Lee w bardzo ciekaw膮 stron臋, taneczny pop wydaje si臋 jednak raczej tylko dodatkiem do ich transowych brzmie艅, ni偶 punktem docelowym. Pozostaje tylko czeka膰 na kolejne elementy, cztery zaprezentowane tutaj utwory bowiem niezauwa偶alnie stapiaj膮 si臋 w do艣膰 jednorodn膮 ca艂o艣膰. Ale taki ju偶 urok tego ledwie dwudziestominutowego i intryguj膮cego wydawnictwa. 7/10 [Wojciech Nowacki]

25 lipca 2013


EMPIRE OF THE SUN Ice On The Dune, [2013] EMI Australia || Min臋艂o ju偶 pi臋膰 lat od debiutu Empire of the Sun. Wtedy, w 2008 roku, Australijczycy zgodnie uznani zostali za, delikatnie m贸wi膮c, odpowied藕 na 艣wi臋c膮ce tryumfy MGMT. Osuwaj膮cych si臋 w narkotyczn膮 psychodeli臋 Amerykan贸w przyt艂oczy艂y artystyczne ambicje. Empire of the Sun od pocz膮tku mia艂o by膰 produktem czysto u偶ytkowym, dostarczaj膮cym nieskr臋powanej zabawy.

Szczeg贸lnie koncerty, w przeciwie艅stwie do wycofanych MGMT, s膮 prawdziwym popisem wyobra藕ni, barw, efekt贸w, choreografii, eksploduj膮cego kiczu, ale te偶 wystudiowania. Nawet je艣li wyre偶yserowany co do sekundy koncert na Open’erze w 2010 roku by艂 w istocie (p贸艂)playbackiem, to stanowi艂 spektakularne widowisko. St膮d ch臋tnie wracam do „Walking On A Dream”.

Nie mia艂em w膮tpliwo艣ci co do tego, 偶e je艣li uka偶e si臋 drugi album Empire of the Sun, to nie przyniesie 偶adnych zmian w muzyce duetu, dalej eksploatuj膮c neonowy kicz lat osiemdziesi膮tych i science-fiction klasy B, ewentualnie oferuj膮c nowy „mit za艂o偶ycielski” w postaci nowych stroj贸w, efekt贸w i opowie艣ci stoj膮cej za p艂yt膮. „Walking On A Dream” i „Ice On The Dune” nie s膮 mo偶e concept-albumami, ale kreacja artystyczna stoj膮ca za Empire of the Sun, czerpi膮ca gar艣ciami z muzycznych i filmowych inspiracji Steele’a i Littlemore’a, jest r贸wnie wa偶na co muzyczna strona przedsi臋wzi臋cia. Mo偶e i nawet wa偶niejsza.


Na „Ice On The Dune” jest oczywi艣cie przebojowo i nieinwazyjnie, albumu s艂ucha si臋 przyjemnie w tle, 艣wietnie zapewne sprawadza si臋 na imprezach. Od razu s艂ycha膰, 偶e mamy do czynienia z Empire of the Sun, nic nas w tym wzgl臋dzie nie zaskoczy, cho膰 bez w膮tpienia jest to p艂yta s艂absza do debiutu. „Walking On A Dream” mia艂o przewag臋 w r贸偶norodno艣ci, obok singlowych hit贸w znalaz艂y si臋 ca艂kiem intryguj膮ce kompozycje jak „Delta Bay” czy „Swordfish Hotkiss Night”. Nowa p艂yta jest natomiast rozczarowuj膮co jednorodna, patent na niemal ka偶dy utw贸r to charakterystyczne wokale plus prosty i mocno taneczny bit.

Album zwalnia odrobin臋 w drugiej po艂owie, ducha debiutu przywo艂uje „Surround Sound” czy niemal ca艂kowicie instrumentalny „Old Flavours”. Singlowa kariera czeka zapewne na odrobin臋 daftpunkowy „Celebrate”. „Alive” w tej roli sprawdzi艂o si臋 艣rednio, cho膰 zasadniczo jest kwintesencj膮 stylu Empire of the Sun, s艂uchaj膮c jednocze艣nie zgrzyta si臋 z臋bami i tupie n贸偶k膮.

Wra偶enie robi „Awakening”, jak bowiem mo偶na zrobi膰 w XXI wieku utw贸r brzmi膮cy dok艂adnie jak… Modern Talking i jednocze艣nie odczuwa膰 przyjemno艣膰 z jego s艂uchania? Najmocniejsz膮 za艣 piosenk膮 na p艂ycie jest, nie licz膮c kr贸tkiego intro, pierwsza, jakby idealnie napisana z okazji zbli偶aj膮cych si臋 urodzin naszego bloga. Pod艣piewuj膮c zatem be my, be my DNA tupi臋 n贸偶k膮 dalej. 5.5/10 [Wojciech Nowacki]

19 lipca 2013


G.WOLF Magnetic Dog, [2013] Experience Based Music || Czasem ka偶dy potrzebuje odpocz膮膰 od wsp贸艂czesnego 艣wiata ci膮g艂ych nowo艣ci, post-gatunk贸w i presji bycia na bie偶膮co. Tradycja, mniej lub bardziej jawnie, skrywa si臋 jednak wsz臋dzie, ale jawne deklaracje o graniu „tradycyjnego” rocka w polskich warunkach najcz臋艣ciej rodz膮 nienajlepsze skojarzenia z juwenaliowo-komercyjn膮 prza艣no艣ci膮. Jak zwykle najlepszym ruchem okazuje si臋 w tej sytuacji si臋gni臋cie pod powierzchni臋, sk膮d jako ratunek dla poszukuj膮cych klasycznych gitar wy艂ania si臋 p艂yta Wojciecha Garwoli艅skiego.

W latach dziewi臋膰dziesi膮tych nast膮pi艂 pami臋tny wysyp polskich zespo艂贸w rockowych. G艂ogowskie Pivo zdoby艂o w 1995 roku nagrod臋 we wsp贸艂organizowanym przez „Tylko Rock” konkursie Marlboro Rock-In, dwa lata p贸藕niej uda艂o im si臋 wyda膰 debiutanck膮 p艂yt臋 „Dziki dziki”. Co bardziej wiekowi z Was pami臋ta膰 mog膮 redhotow膮 piosenk臋 „Dziki dziki zwierz” czy grunge’ow膮 ballad臋 „S艂o艅ce, kt贸re znasz”. Po zderzeniu z 贸wczesnymi realiami, siln膮 konkurencj膮 i niepodzieln膮 w艂adz膮 wielkich wytw贸rni, Pivo zako艅czy艂o dzia艂alno艣膰 koncertow膮 i cho膰 zarejestrowa艂o drug膮 p艂yt臋 „12 ma艂p”, to materia艂 ten nigdy si臋 nie ukaza艂.

Twarz膮 grupy by艂 wokalista i gitarzysta Wojciech Garwoli艅ski. W nowej dekadzie i na nowych warunkach powr贸ci艂 z zespo艂em Ko艣ci. Rockers Publishing w latach „zerowych” wyda艂o szereg niezwykle ciekawych album贸w, Mordy wyda艂y tam zjawiskowe „Of’Fruits”, publikowali tam Ludzie (dzi艣 Peepol) oraz w艂a艣nie Ko艣ci, kt贸rych debiut „K”, wyprodukowany przez b臋d膮cego 贸wcze艣nie na fali Ma膰ka Cie艣laka ze 艢cianki, prezentowa艂 surowe gitarowe brzmienia entuzjastycznie przyj臋te przez wtajemniczon膮 krytyk臋 i koncertow膮 publiczno艣膰.

Ko艅cem Ko艣ci by艂o odej艣cie Garwoli艅skiego, z wolna spe艂niaj膮cego si臋 w solowym kompozytorstwie, kt贸rego ko艅cowym efektem jest materia艂 zarejestrowany w zesz艂ym roku pod szyldem G.Wolf. Nie dajcie si臋 zwie艣膰 etykietce „hendrixowskiego” rocka, „Magnetic Dog” daleki jest od ba艂wochwalczego imitowania legend, jego horyzonty i odniesienia s膮 znacznie szersze, si臋gaj膮c od klasyki rocka po gitary jak najbardziej wsp贸艂czesne. Ju偶 wci膮gaj膮cy i motoryczny „Anymore”, podparty mocnym basem Olafa Deriglasoffa, kojarzy膰 si臋 mo偶e z pustynn膮 psychodeli膮 Queens of the Stone Age. Od pierwszych d藕wi臋k贸w „Street Thing” mo偶na za艣 spokojnie pomy艣le膰, 偶e mamy do czynienia z nagraniem cho膰by The Black Keys.

Dalej w czasie cofa nas hardrockowa ballada „Drifting”, przywo艂uj膮ca epok臋 grunge’u spod znaku Alice in Chains. Do klasyki sprzed dekad nawi膮zuje nie tylko oczywista kompozycja „Freedom” Jimi’ego Hendrixa, ale i tytu艂owy „Magnetic Dog”, jakby rodem z pami臋tnej „tr贸jki” Led Zeppelin. Warto jeszcze zwr贸ci膰 uwag臋 na po prostu dobr膮 piosenk臋 „Goodbye Song” oraz na niby-klubowy i rozimprowizowany jam „Black Moon”.

Reaktywowane po latach Pivo (i przymierzaj膮ce si臋 do wydania nowego materia艂u) wykonuje na koncertach r贸wnie偶 utwory G.Wolfa. W wydaniu studyjnym jest to jednak power-trio (opr贸cz Garwoli艅skiego i Deriglasoffa r贸wnie偶 perkusista Mario Bielski) w stylu Cream, z kt贸rym to zespo艂em 艂膮czy ich r贸wnie偶 osoba tek艣ciarza Pete’a Browna, odpowiedzialnego za wi臋kszo艣膰 s艂贸w zawartych na „Magnetic Dog”. Taki ju偶 urok tria, 偶e gdy milknie gitara zostajemy g艂贸wnie z podbitym perkusj膮 klanguj膮cym basem i a偶 prosi si臋 o wype艂nienie tej przestrzeni bogatsz膮 produkcj膮. Niemniej swobodna i w duchu rozimprowizowana p艂yta zapewnia 艣wietny wypoczynek od prze艂adowanej wsp贸艂czesno艣ci. 6/10 [Wojciech Nowacki]

18 lipca 2013


SIGUR R脫S Kveikur, [2013] XL Recordings || Pami臋tam jeszcze recenzj臋 „脕g忙tis Byrjun” z „Tylko Rocka” autorstwa Borysa Dejnarowicza. By艂 to zaprawd臋 dobry pocz膮tek dla tajemniczej, 贸wcze艣nie niemal podziemnej grupy, 艂膮cz膮cej post-rockow膮 moc z eteryczno艣ci膮 rodem ze starego 4AD. Celowo pomijam tutaj „Von”, poka偶cie mi bowiem kogo艣, kto powraca艂by cz臋sto do tej p艂yty, kt贸rej najwi臋ksz膮 zalet膮 jest fioletowe pude艂ko i dawna snobistyczna niedost臋pno艣膰. „脕g忙tis Byrjun” jest absolutnym klasykiem, pot臋偶nie brzmi膮cym, z kompozycjami o unikatowej strukturze, w gruncie rzeczy niepokoj膮cymi i dalekimi jeszcze od wystudiowanej pretensjonalno艣ci. Jedynie od „Star谩lfur” zgrzytaj膮 z臋by, ale „Flugufrelsarinn” czy „N媒 Batter铆” nadal za ka偶dym razem magluj膮 emocjonalnie.

O „(…)” cz臋sto m贸wi臋 jako o swoim ulubionym albumie Sigur R贸s, niekoniecznie 艂atwym, ale z pewno艣ci膮 innym od poprzednika i przemy艣lanym, a za brutalny geniusz fina艂owego utworu da艂bym si臋 rozstrzela膰. Potem by艂o jednak gorzej. Ch臋膰 stworzenia, poprzez z艂膮czenie wszystkich charakterystycznych dla Sigur R贸s element贸w, 艣wiadomie „bajecznego” albumu „Takk…” zasadniczo zawiod艂a. Pr贸ba odmiany brzmienia na „Me冒 Su冒 脥 Eyrum Vi冒 Spilum Endalaust” uda艂a si臋 za艣 tylko po艂owicznie.

Przerwa w dzia艂alno艣ci nie by艂a specjalnie dramatyczna, otrzymali艣my w tym czasie dwa albumy J贸nsiego, solowy, na kt贸rym poeksplorowa艂 swe piosenkowe ci膮goty, oraz nagrany wsp贸lnie z partnerem, mocno ambientowy i kontemplacyjny. Mo偶na by艂o zatem przypuszcza膰, 偶e powr贸t Sigur R贸s b臋dzie epickim, zespo艂owym dzie艂em na miar臋 pierwszych p艂yt, co tylko wzmacnia艂y zapowiedzi o „elektronicznym brzmieniu”, „trudno艣ci materia艂u” i rzekomym podobie艅stwu do „(…)”. Nad biednym „Valtari” nie mam ju偶 si艂 po raz kolejny si臋 pastwi膰, ale ciesz臋 si臋, 偶e nie zawiod艂y mnie przeczucia zwi膮zane z pojawieniem si臋 „Brennisteinn”.


W recenzji epki nazwa艂em ten utw贸r najlepsz膮 kompozycj膮 Sigur R贸s od lat i przez analogi臋 do s艂abego „Valtari” zapowiedzianego s艂abym singlem odwa偶y艂em si臋 mie膰 spore nadzieje co do nowej p艂yty. I bingo, „Kveikur” nie jest albumem genialnym, ale zdecydowanie najlepszym w dyskografii Sigur R贸s od ponad dekady. Pot臋偶ny „Brennisteinn” na otwarcie znajduje swoj膮 kontynuacj臋 w „Hrafntinna”, utworze melancholijnym, ale nie pretensjonalnym, g艂贸wnie dzi臋ki wyeksponowaniu instrument贸w d臋tych kosztem typowych dla Sigur R贸s smyczk贸w. Szkoda jedynie, 偶e ca艂kowicie niezapami臋tywana okazuje si臋 melodia, ten brak jednak ca艂kowicie rekompensuje radosny i przebojowy „脥sjaki”.

Tytu艂owy „Kveikur”, cho膰 kr贸tszy od „Brennisteinn”, jest drugim emocjonalnym filarem albumu. Ch贸ralny wst臋p, nietraktowana smyczkiem brudna gitara, mocna perkusja i post-rockowy szum w finale przywracaj膮 wiar臋 w Sigur R贸s jako zesp贸艂 rockowy. St膮d te偶 kolejna w zestawie gitarowa piosenka „Rafstraumur”, jak na sigurowe standardy - po prostu rockowa. Szkoda jednak, 偶e reszta utwor贸w, poza minorowym outro, to zasadniczo rozp臋dzone i 艣rednio rozpoznawalne piosenki jakich w repertuarze grupy wiele.


Przesadzone s膮 g艂osy o gniewnym i agresywnym charakterze „Kveikur”, te elementy ograniczaj膮 si臋 bowiem do raptem dw贸ch najlepszych utwor贸w. Album jako ca艂o艣膰 wydaje si臋 zaskakuj膮co radosny, nawet je艣li jest to rado艣膰 neurotyczna i rozedrgana. Tym samym „Kveikur” okaza艂 si臋 tym, czym mia艂o by膰 „Me冒 Su冒 脥 Eyrum Vi冒 Spilum Endalaust”, czyli zbiorem witalnych piosenek podanych na sigurowy spos贸b. W przeciwie艅stwie do tamtej p艂yty, „Kveikur” jest jednak dzie艂em sp贸jnym, poszczeg贸lne utwory do艣膰 p艂ynnie w siebie przep艂ywaj膮, 艂膮cz膮 je te偶 mi臋dzy sob膮 wzajemne muzyczne i liryczne powi膮zania. Jest to te偶, jak na Sigur R贸s, p艂yta kr贸tka, zamiast przesytu pozostawia nas zatem w przyjemnym rozczarowaniu. Dodajmy do tego fajne zabiegi produkcyjno-aran偶acyjne, wyeksponowanie d臋ciak贸w i otrzymujemy naprawd臋 udany album. Naprawd臋 si臋 ciesz臋, 偶e Sigur R贸s nadal s膮 do nagrania takiego zdolni. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]

7 lipca 2013


KCIUK & THE FINGERS Inekz Eikzjetnadt, [2012] self-released || W ka偶dym szale艅stwie jest metoda. Nawet w niezbyt fortunnej nazwie zespo艂u. Palce rzecz wa偶na, w tym wypadku najpewniej mo偶na je po艂ama膰, wcze艣niej jednak u偶y膰 do stworzenia patchworkowej wyklejanki. Tak bowiem brzmi „Inekz Eikzjetnadt”.

Szale艅stwo i pomys艂 na siebie to cechy charakterystyczne grupy, kt贸ra 偶ongluje tak膮 ilo艣ci膮 stylistyk, 偶e przyprawi膰 mo偶e o zawr贸t g艂owy. Na szcz臋艣cie nie ma czasu na omdlenia, licz膮cy 38-minut album zostawia nas raczej ze zdumieniem na twarzy, kr贸tkie za艣 kompozycje dynamicznie przekszta艂caj膮 si臋 jedna w drug膮. Kompozycje? Dziwne to okre艣lenie w przypadku muzyki bazuj膮cej nie na intelektualnym zamy艣le lecz na porwaniu na strz臋py kolejnych stylistyk i wystrzeleniu ich w powietrze niczym ostre jak 偶yletki konfetti.

P艂yta ju偶 na wst臋pie atakuje nas do艣膰 prostym ha艂asem, jednak w pierwszym w艂a艣ciwym utworze „Monomental” s艂yszymy d臋ciaki, triphopowy bit, rap i nu-metalow膮 gitar臋. W nast臋pnych utworach na plan pierwszy wybijaj膮 si臋 kluczowe dla Kciuk & The Fingers elementy, czyli niezwykle interesuj膮ce wykorzystanie sekcji d臋tej oraz ostry rave’owy podk艂ad. Tym wi臋ksze zaskoczenie, gdy po sonicznej nawalance „Gigaherz Inspector”, wraz z utworem „Pa Ti Pa” robi si臋… pi臋knie. Pozytywkowy motyw przeradza si臋 tu w przestrzenn膮 ilustracj臋 do wieczornego spektaklu, oplecion膮 czystymi jazzowymi frazami.


W najd艂u偶szym w zestawie „Morator Fingeria” powraca transowy trip-hop, obok firmowych instrument贸w d臋tych pojawiaj膮 si臋 skrecze a ca艂o艣ci ciekawie dope艂nia 偶e艅ska wokaliza. Zdecydowanie s艂abiej prezentuj膮 si臋 dubowe utwory kojarz膮ce si臋 z przyci臋偶kaw膮 Masala Soundsystem. W skali ca艂ej p艂yty nienajlepiej te偶 wypadaj膮 wokale, naprawd臋 ciekawie prezentuj膮ce si臋 jedynie w postaci sampli. Te niedostatki wynagradza jednak kolejna kluczowa kompozycja „Tekktonika”, rave, oszala艂a tr膮bka, klarnet, niemal shoegaze’owe efekty, wszystko to tworzy noise’ow膮 i wci膮gaj膮c膮 ca艂o艣膰.

Pomijaj膮c ma艂pi 偶art p艂yt臋 ko艅czy, wyr贸偶niona jako bonusowa, break beatowa piosenka „Broubaka” o przebojowym potencjale klasyk贸w drum’n’bassu drugiej po艂owy lat dziewi臋膰dziesi膮tych. P艂yta, mimo pewnych niedostatk贸w, zdecydowanie intryguje. „Pa Ti Pa”, „Morator Fingeria” i „Tekktonika” wyra藕nie pokazuj膮, 偶e je艣li zesp贸艂 poskromi sw贸j epileptyczny zapa艂 w mieszaniu ka偶dej mo偶liwej estetyki na rzecz bardziej sp贸jnego i g艂臋bszego namys艂u, to ma szans臋 sta膰 si臋 jednym z ciekawszych zjawisk polskiej sceny. 5/10 [Wojciech Nowacki]