PET SHOP BOYS Super, [2016] x2 || Pet Shop Boys to duet o przedziwnym statusie. Jest raczej naszą europejska fascynacją, w Stanach Zjednoczonych zredukowany bowiem został do historycznych hitmakerów z lat osiemdziesiątych. Z różnych zresztą powodów, teorie mówią o słabszych albumach z końca dekady, o zaniedbywaniu tras koncertowych a nawet o coming-oucie Neila Tennanta. U nas faktycznie Pet Shop Boys jawią się jako potęga lat osiemdziesiątych, ery niezdrowo chwytliwych piosenek i teledysków kręconych przez pończochę. Na początku lat dziewięćdziesiątych funkcjonowali jako ambitniejsza odpowiedź na grozy eurodance'u, pod koniec dekady zaś zapadli do kategorii klasyków, którzy z jakiegoś powodu nadal wydają albumy.
Ironiczna ostrożność w obcowaniu z Pet Shop Boys wynikać może z paru powodów. Po pierwsze, duet ma na koncie naprawdę imponującą kolekcję przebojów, niezależnie od tego czy podlanych gęstym sosem ejtisowego synth-popu, pastiszowego eurodance'u czy niemal współczesnego house'u. Jednym słowem, przyczyną ich sukcesu może być po prostu niezwykle umiejętne balansowanie na granicy guilty pleasure, odpowiednio zabawowe i beztrosko chwytliwe, ale zarazem puszczające oko do słuchacza. Po drugie zaś, owo puszczanie oka może, ale nie musi być zauważalne, co z kolei zależy od, cóż, mentalności i historycznych uwarunkowań słuchaczy. Wydanie "Super" odnotowane zostało przez wszystkie media muzyczne w Czechach, posypały się pozytywne recenzje a płyta utrzymuje się na wysokich pozycjach na listach sprzedaży. Z polskiego punktu widzenia, gdzie całe pokolenia edukowane były w przekonaniu, że bez gitar nie ma "prawdziwej" muzyki a "elektronika" w jakiejkolwiek formie traktowana jest z pogardą, popularność i żywotność Pet Shop Boys wymaga przekonywującego uzasadnienia. Najlepiej głębszego niż "Czesi nie mają ani morza, ani gustu".
Niemniej, mały renesans Pet Shop Boys rozpoczęty w 2012 roku albumem "Elysium" naprawdę wart jest zauważenia. Tamta płyta, niepozbawiona wad i niezręcznych wręcz fragmentów, zaskakiwała spokojem i liryczną autorefleksją, brzmiała też kojąco ponadczasowo. Wydany ledwie parę miesięcy później "Electric" bez wstydu i bez zahamowań okazał się z kolei jedną z najlepszych tanecznych płyt 2013 roku i wydaje się, że "Super" ma być jego w prostej linii następcą.
O ile jednak "Electric" sprawiało wrażenie niezobowiązującego pofolgowania sobie i spełnienia tanecznych ciągot, o tyle "Super" już swoim tytułem zdaje się wykrzykiwać założony odgórnie zabawowy status. Podobnie otwierające płytę "Happiness", odrobinę przyciężkie i z banalnie prostą linią wokalną, przypomina jednocześnie dlaczego swego czasu o remiks poprosila Pet Shop Boys sama Lady Gaga, w czasach kiedy zbyt mocno zauroczyła się eurodance'ową otoczką. Stylistyka ta bardzo mocno unosi się szczególnie nad pierwszą połową płyty. "The Pop Kids" to niemal klasyczny eurodance'owy bit, na szczęście kontrastowany historyzującą samorefleksją w tekście, przypominającym ogólną wymowę "Elysium". Reszta utrzymuje się jednak na pograniczu wokalnego banału i kompozycyjno-produkcyjnej przyciężkości, "Twenty-Something" ze swą cyrkową przygrywką zgrzyta zaś wręcz nieznośnie.
Znacznie ciekawiej, ale ostrzegam, że może nawet jeszcze bardziej kiczowato, zaczyna się robić na wysokości "Pazzo!". Ten krótki i praktycznie instrumentalny utwór wyraźnie inspirowany italo-disco wprowadza jednocześnie linię basu, której nie powstydziłoby się New Order. Gdyby nie linia wokalna, znów banalna i symboliczna, "Inner Sanctum" porzuca popową beztroskę na rzecz odrobiny tanecznego, czy wręcz deephouse'owego mroku. "Sad Robot World" to z kolei całkiem ładna i klasycznie petshopboysowa ballada, ale prawdziwe "Super" tkwi w mocnym i eskalującym "Undertow", w "Say It To Me" jakby wyjętym z płyty Hercules & Love Affair, czy w "Burn", efektownie płonącym w ogniu tanecznego kiczu i syntetycznych dęciaków.
Pet Shop Boys zatem nadal mają to sobie, po ponad trzydziestu latach najlepiej odnajdują się na retro-nowoczesnym parkiecie, niekoniecznie zaś na popowych listach przebojów. Zmiękczenie twardszego tanecznego brzmienia "Electric" się na "Super" nie powiodło, łatwe piosenki osiadają na mieliznach nie zbliżając się nawet do płynności "Elysium". Ale tam, gdzie "Super" okazjonalnie kontynuuje proste i efektowne parketowe chwyty "Electric", Pet Shop Boys pokazują, że w kategorii "starsi panowie bawią się w dyskotekę" są dziś obok New Order bezkonkurencyjni. 6/10 [Wojciech Nowacki]