8 marca 2017

Recenzja The Flaming Lips "Oczy Mlody"


THE FLAMING LIPS Oczy Mlody, [2017] Bella Union || Najlepsza w nowym regularnym albumie The Flaming Lips jest zdolność burzenia większości zakładanych o nim z góry wyobrażeń. Tygodniami przed premierą można było się przygotowywać na batalię w obronie instrumentalnie traktowanej koślawej polszczyzny, ale gorączkę narodowego wzburzenia załagodził sam Wayne Coyne tłumacząc, że język polski nie jest tu nośnikiem treści, ale elementem graficznym.

I to jestem w stanie zrozumieć. Nasze ogonki, dziwne połączenia spółgłosek i niepokojąca Anglosasów wizualna kanciastość polszczyzny czynią z niej na tyle egzotyczny kod wizualny, że została sprowadzona do szeregu typowych dla The Flaming Lips nietypowych akcesoriów. Trwająca dobę kompozycja, gumowy płód, fluorescencyjna czaszka, album z Miley Cyrus, to czemu nie i polskie tytuły. Teraz przynajmniej wiemy jaka jest ich rola, całkiem zresztą sympatyczna, bo nasz język rzeczywiście jest dziwny, wiemy też że The Flaming Lips nie roszczą sobie pretensji do poprawnego się nim posługiwania. Natomiast wspmomniany ciąg ekscentrycznych artefaktów i działań zespołu to kolejna narracja, która sprawia, że do "Oczy Mlody" można było podchodzić pobłażliwie.


W ciągu tym, rozpoczętym niemal natychmiast po wydaniu w 2009 r. monumentalnego "Embryonic", wytraciła się bowiem muzyka. Wydawnictwa najbliższe standardowym, jak płyta z kolaboracjami czy cover-albumy Pink Floyd i The Beatles, funkcjonowały w najlepszym razie jako ciekawostki i często prezentowały się lepiej na papierze niż w rzeczywistości. Jedyny zaś wydany w tym czasie regularny album studyjny przeminął jako wyjątkowo rozczarowujący. Trzeba jednak przyznać, że w ferii barwnych posunięć zespołu chłodny i minimalistyczny "The Terror" mógł okazać się wyraźnym odświeżeniem, nadal jednak jest płytą do której chce się wracać tylko dlatego, żeby upewnić się, że nic się na niej nie skrywa. Pierwszy kontakt z "Oczy Mlody" może pozostawiać podobne wrażenie, tym razem jednak The Flaming Lips zrozumieli, że minimalizm może im wyjść tylko z przymrużeniem oka.

"Oczy Mlody" jest bowiem albumem jak na The Flaming Lips niezwykle wyważonym. Owszem, nie ma tu kalejdoskopowej przebojowości "At War The Mystics", ale zniknęło również chaotycznie niedopracowanie większości ich ostatnich pomysłów. Lekko wycofany, niemal skromny, zamiast jednak blednąć i niknąć w zapomnieniu niczym "The Terror", utrzymuje w sennej uwadze do samego końca. Umowne podziały między utworami i często powtarzające się motywy tylko umacniają narkotyczną atmosferę oraz absurdalną, lecz naturalną logikę snu. Instrumentalny opar "Oczy Mlode" przeważa nad piosenkowymi fragmentami i jakością, i ilością. Płyta jest wyjątkowo niesinglowa i nieprzebojowa, ale jednocześnie najprzyjemniejsza i najbardziej słuchalna ze wszystkich ostatnich działań The Flaming Lips.


Skromność przejawiać się może w warstwie kompozycyjnej, ale najwięcej nieoczekiwanych zwrotów pojawia się w aranżacjach i instrumentarium. Przestrzenne syntezatorowe plamy, okazjonalnie rozbiegana elektronika czy automat perkusyjny zaskakiwać mogą tylko kojącym efektem końcowym. Pejzażowość "Oczy Mlody" wreszcie po latach zbliża The Flaming Lips do Radiohead ery "Kid A", solowego Thoma Yorke'a i emocjonalnej ilustracyjności The Notwist. Jednak to dźwięki gitary, ledwie zauważalne i łatwe do przeoczenia w narkotycznym sosie "Oczy Mlody", dodają tej płycie ludzkiego wymiaru. W jedym miejscu pojawi się zaskakująco swobodna i jamująca, w innym odtworzy koronkowość Jonny'ego Greenwooda, w paru innych zaś nawiąże do finezyjnego folku Fleet Foxes.

I tak aż do ostatniej piosenki, w której po kumpelsku pojawia się Miley i która z jednej strony wydaje się nie pasować do całości, z drugiej jednak jest logiczną konkluzją płyty. Dla sporej części słuchaczy największą wartością "Oczy Mlody" będą właśnie owe piosenki, przeciętnie szablonowe "The Castle" czy głupiutkie "Sunrise (Eyes Of The Young)", przypominają bowiem dawno utracony infantylizm "Yoshimi Battles The Pink Robots", płyty uważanej za największe osiągnięcie grupy, która jednak najbardziej się też zestarzała. Ale to narracyjne ciągi w stylu "Oczy Mlody" - "How??" - "There Should Be Unicorns" pokazują na szczęście nadal mistrzowską światotwórczość The Flaming Lips. 8/10 [Wojciech Nowacki]