CRYSTAL FIGHTERS Star Of Love, [2010] Zirkulo || Wyjątek nr 1: nie jestem przesadnym fanem muzyki elektronicznej. Wyjątek nr 2: zwykle nie zabieram się za recenzje albumów sprzed wielu tygodni. Wyjątek nr 3: nie przepadam za tańczeniem, ale przy tych utworach chętnie! Wyjątek nr 4: nie piszę o każdej piosence, zazwyczaj. Wyjątek nr 5: nie musiałbym w ogóle o niej pisać, ta płyta jest tak dobra.
Zdarza mi się - jak każdemu - że od czasu do czasu umknie mi jakaś premiera płytowa, która za żadne skarby umknąć nie powinna. Crystal Fighters Star of Love jest właśnie taką płytą. Premiera w Polsce miała miejsce bodajże pod koniec stycznia bieżącego roku (na świecie był to chyba wrzesień poprzedniego roku) i nigdzie nie przyuważyłem jakiegokolwiek zainteresowania nią ze strony mediów. W prasie nic, w internecie jakieś echa tylko, w telewizji... pff zapomnijmy.
Prawda jest taka, że płyta przebojowością w tej stylistyce muzycznej spokojnie dorównuje Oracular Spectacural MGMT. Ba nawet ją przewyższa! Tutaj każda piosenka to potencjalny przebój! Nie mam bladego pojęcia jak ten hiszpańsko-angielski zespół to zrobił, że wpadłem w taki hura optymizm, ale czyżby to była najlepsza płyta zimy? Pomieszanie electropunka, drum 'n bassu, dub stepu, indie, fantastycznych melodii, przepływu pozytywnej energii wprost z kraju Basków (typowe hiszpańskie elementy ludowe i etniczne też się znajdą) i to wszystko podane w tanecznej formie.
Pierwsza piosenka, Solar System, zaczyna się delikatnymi dźwiękami gitar i bębenków, by za chwile przerodzić się w coś, co spokojnie mógłby wyprodukować deadmau5, następnie znowu zwolnić i wprowadzić wielogłosowo śpiewany refren. Xtatic Truth ma w sobie coś z Manu Chao i muzycznego falowania MGMT. W I Do This Everyday po raz pierwszy usłyszymy mocny gitarowy riff połączony z wokalem à la Crystal Castles i dodatkowo tłem w stylu M.I.A..
Kolejny w kolejce już czeka Champion Sound, na którym wreszcie możemy odetchnąć przy dźwiękach gitary w stylistyce flamenco i elektronicznych dzwiękach, które mnie osobiście przywołują na myśl kulturę Azteków - zaginione miasta złota i melodie wygrywane na prostych fletach. Popowych klimatów doświadczymy słuchając Plage. Przed oczami ukaże nam się piasek i lazurowa woda. Może to Hawaje ze specyficzną, nieomalże wojskową sekcją rytmiczną? Na In the Summer wracamy do Crystal Castles ze wschodnią orientalną nutką.
At Home oparty głównie na chóralnym wokalu też trąci orientem i jest aranżacyjnie uboższy od poprzednich utworów. I Love London mogłoby spokojnie znaleźć się na jakiejś płycie M.I.A. Za eksperymenty z dub stepem Crystal Fighters wzięli się w Swallow, gdzie znowu troszkę słychać MGMT czy Empire of the Sun. With You to z kolei stylistyczna wycieczka do lat 80. - znowu zaczynamy akustycznie, wręcz folkowo by całkiem zgrabnie dodawać coraz więcej elektronicznych elementów, które galopują już do końca tego 42 minutowego albumu.
Mimo tak wielu porównań pod żadnym względem nie jest to płyta wtórna! Zapamiętajcie tę nazwę - Crystal Fighters. W tym roku, choćby dlatego, że wystąpią na tegorocznym Open'erze, musi być o nich jeszcze głośno! 9/10 [Tomek Milewski]