29 czerwca 2011

Recenzja Panda Bear „Tomboy”


PANDA BEAR Tomboy, [2011] Paw Tracks || Panda Bear, czyli ukrywający się pod pseudonimem Noah Lennox (wokalista i perkusista Animal Collective) kazał czekać nam cztery lata na kolejną płytę. Czy było warto? Odpowiedź dostajemy już na starcie w ramach prologu o wymownej treści You Can Count on Me. I nie ma tu ani trochę bezczelności.

Dla osób nie mających wcześniej styczności z artystą wyjaśnienie, jaki rodzaj muzyki gra ten cały Panda Bear może być trudne. On sam mówi, że muzyka, którą tworzy powinna być nazywana popem, ale takie stwierdzenie byłoby sporym nadużyciem. Free folk łączy się tu z ambientem i psychodelią, wokal to bardziej eteryczni Beach Boys, a całość jest ukłonem w stronę trip-hopu.

Tomboy, gdyż tak nazywa się krążek, jest idealnym mentalnym i muzycznym następcą bardzo dobrego Person Pitch. Głównymi narzędziami pracy Lennox'a pozostaje jego głos (poddawany efektowi echo - tworząc w ten sposób harmonie głosowe), syntezator i gitara akustyczna, która - od czasu do czasu - pojawia się w postaci prostych zapętlonych fraz.

Cały materiał powstawał w słonecznej Benfice, jednak słuchacz jedynie z rzadka zostanie uraczony pojedynczymi promykami słońca, które przebijają się przez gęste, jak mgła kompozycje. Lennox, w odróżnieniu od poprzedniej płyty, nie boi się już mocniej zaakcentować syntezatorów (Tomboy czy Drone) i nie przytłacza nas ilością dźwięków wygenerowanych przez komputer, które piętrzą się bez końca. Potrafi postawić na minimalizm, jak w przypadku ScheherazadeYou Can Count on Me.

Zapoznanie się z twórczością Panda Bear jest praktycznie obowiązkiem. Nikt nie brzmi tak jak on. 8/10 [Tomek Milewski]