22 grudnia 2014

Recenzja AC/DC "Rock Or Bust"


AC/DC Rock Or Bust, [2014] Columbia || AC/DC to jeden z niewielu już aktywnych muzycznie zespołów, który z dobrym skutkiem łączyć może fanów tak Led Zeppelin, jak i Sex Pistols. Aż do bólu konsekwentni w swym muzycznym wyrazie, poza sceną (przynajmniej w pierwszych kilkunastu latach działalności) wiedli życie prawdziwych punkowców, którzy jakimś niezwykłym zrządzeniem losu, umieli grać na instrumentach. W odróżnieniu od wielu innych kapel, stających się wraz z upływem lat swoją własną karykaturą, AC/DC na każdym kroku udowadniają, że klan Youngów nigdy nie będzie za stary na rock’n’rolla. Ci muzycy żyją hard rockiem i to naprawdę da się odczuć.

Słuchając AC/DC właściwie nie odczuwa się potrzeby pisania o nich. Ma się za to ochotę na otwarcie kolejnej puszki piwa i skoczenie na miasto z kolegami. Nie wiem co takiego odnajduje w ich muzyce, że skłania mnie ona do odkurzenia ramoneski, dodania kilku nowych przypinek (tak działa na mnie jeszcze chyba tylko Motörhead) i zapomnienia, że następnego dnia o ósmej rano trzeba być już w pracy. A właściwie wiem. Czysty, bezpretensjonalny, uczciwy rock and roll, pozbawiony głębszych refleksji nad światem i sensem istnienia.

Hard rock w wykonaniu AC/DC nie rości sobie pretensji do zbawienia świata, nie zwraca naszej uwagi na zgniliznę toczącą cywilizację, nie porusza nawet egzystencjalnych rozterek młodych kochanków. On ma to gdzieś. Słuchając AC/DC, drogi czytelniku, masz o tym wszystkim zapomnieć i po ciężkim dniu pracy dobrze się bawić. Tak po prostu- niezależnie od tego, czy jesteś lekarzem czy pracujesz na roli. Ten rodzaj muzyki pozwala poczuć się młodo i odnaleźć dawno zapomniane pokłady energii. Dlatego, chociaż Stadion Narodowy nadaje się do organizacji koncertów w takiej samej mierze jak do wypasu owiec, to będę na AC/DC w Warszawie i, do cholery, wiem, że będę bawił się dobrze! A utwierdza mnie w tym przekonaniu nowa, świetna płyta zespołu.

Trzeba od razu przyznać, że niewiele dzieli ją od poprzednich dokonań muzyków. To ciągle ten sam, stary dobry AC/DC. Tylko w dużo bardziej skondensowanej dawce. Po pierwsze płyta jest krótsza, trwa niewiele ponad pół godziny, co w porównaniu z przydługim "Black Ice" jest zmianą na lepsze. Słuchacz nie ma możliwości znudzenia się materiałem. Płytę chłonie się w całości, bez jakiegokolwiek momentu wytchnienia. Krótkie, chwytliwe kompozycje oraz ogólny czas trwania albumu powodują, że po pierwszym odsłuchu ma się ochotę włączyć CD ponownie. Oczywiście, "Black Ice" nie był płytą złą, ale w przypadku stylistyki prezentowanej przez braci Youngów każda dłużyzna, każdy chybiony pomysł muzyczny tym bardziej się uwidacznia, im lepsze są pozostałe utwory.


"Rock Or Bust" broni się nie tylko jako album ale również jako zbiór oddzielnych utworów, z których każdy mógłby być radiowym singlem. To właśnie decyduje o sile nowego wydawnictwa. Poza dwoma utworami, które "Trójka", zgodnie ze swą od dawna pielęgnowaną tradycją, eksploatuje do granic możliwości, aby następnie zupełnie o nich zapomnieć („Play Ball” i „Rock Or Bust”) jest jeszcze „Rock The Blues Away” mający w swej melodyce coś z „Born In The USA” Bruce’a Springsteena. Dalej „Miss Adventure”, hard rock czystej wody, choć może trochę mało wysublimowany. Następnie, aby nikt nie powiedział, że jest nudo, AC/DC serwuje zwolnienie tempa przy „Dogs Of War”, murowanym koncertowym hicie z nieprzyzwoicie chwytliwym refrenem. W kolejce czekają już „Got Some Rock & Roll Thunder” wpisujący się w „elektryczno-burzową” stylistykę grupy i bluesujący „Hard Times”. Dalej w cale nie jest gorzej, przez „Baptism By Fire” po świetny „Emission Control” AC/DC wciąż potrafią zmusić do rytmicznego kiwania głową. Wraz z ostatnim taktem płyty czeka się już na ponowne jej odtworzenie. I to właśnie skłania do uznania tej płyty za bardzo dobrą. Nie jest to może nowy "Back In Black", ale jeszcze nigdy Australijczycy nie byli tak bliscy powtórzenia artystycznego sukcesu z 1980 roku.

Jeżeli zgodzimy się z śp. Bonem Scottem, mówiącym, że sukces AC/DC jest jedynie zasługą dobrego smaku publiczności, to trzeba uczciwie przyznać, że od lat Australijczycy serwują nam wysokiej klasy hard rockowe dania. Po odsłuchaniu „Rock Or Bust” z garkuchni muzyków nikt nie wyjdzie nieusatysfakcjonowany. Co więcej, smak nowych utworów na długo zalegnie się w pamięci każdego muzycznego wyjadacza. 9/10 [Jakub Kozłowski]