9 grudnia 2014

Recenzja Röyksopp "The Inevitable End"


RÖYKSOPP The Inevitable End, [2014] Dog Triumph || “Powrót do formuły pierwszych albumów wydaje się konieczny, ale też bardzo trudny. Wymaga bowiem bezbłędnych kompozycji (na minialbum starczyło), pomysłów i starannie dobranych oraz różnorodnych gości. Sfeminizowanie "Junior" zabiło ten album, ale jasno zadeklarowana dzisiejsza współpraca z Robyn okazała się naprawdę dobrym pomysłem, mimo że fanem jej dziewczęcego, czasem wręcz infantylnego wokalu nie jestem. Kto wie, może właśnie droga mniejszych wydawnictw z jednym wokalistą byłaby dla Röyksopp ciekawsza niż niebezpieczny powrót do albumowych form. Niemniej dzięki "Do It Again" na kolejny ruch duetu znów czekam z niecierpliwością.”

Przyznaję, jestem dumny ze swojego epizodu jasnowidzenia. Powyższym akapitem zakończyłem tekst o wydanym w maju minialbumie, który dla Röyksopp oznaczał pierwsze oficjalne wydawnictwo od sceptycznie przyjętego "Junior/Senior". Tymczasem, zaskakująco szybko po wydaniu "Do It Again" pojawiła się ze strony duetu zapowiedź pełnoprawnego i "ostatniego" albumu.

Röyksopp bynajmniej nie kończą działalności. Symptomatycznie zatytułowane "The Inevitable End" ma być jedynie ich pożegnaniem z tradycyjnym formatem albumu i choć zamierzają nadal tworzyć muzykę, to w temacie płyty długogrającej mieli powiedzieć już wszystko do czego byli zdolni. Na pierwszy rzut oka wydaje się to być buńczuczną deklaracją w typie LP is dead! Być może jednak sami zdają sobie sprawę z tego, że pomysłów wystarczyło im na wypełnienie jedynie "Melody A.M." i "The Understanding", i że to nie formuła albumu uległa wyczerpaniu, ale ich własna inwencja.


Można było jedynie mieć nadzieję, że na ten ostatni zryw wykrzeszą z siebie resztki sił, lecz niestety, "Do It Again" było dowodem, że Röyksopp stale potrafią komponować dobre piosenki, "The Inevitable End" potwierdza, że nie potrafią już, a być może nigdy nie potrafili, nagrać albumu.

Kompozycje są tu w najlepszym razie są kalkami wczesnego brzmienia Röyksopp ("Sordid Affair". "Thank You") lub recyklowaniem wykorzystanych już utworów (nowe, słabsze wersje "Do It Again" i "Monument" czy stary singiel z Susanne Sundfør "Running To The Sea"). Brakuje polotu, energii, pomysłów na rozwinięcie kompozycji, innych niż rozciąganie ich do usypiających rozmiarów. Mało bowiem, że w większości z nich nie dzieje się absolutnie nic, to trwają po sześć, siedem minut. Mało, że jest ich na płycie dwanaście, to na dodatkowym dysku znajdziemy kolejne pięć.

Przyczyną takiego stanu miał być "ciemniejszy" i "melancholijny" charakter "ostatniego" albumu oraz nacisk położony na teksty. "Melancholijny" dla Röyksopp najwidoczniej tożsamy jest z "nudnawy", ale jest to akurat najmniejszy problem z ich słownikiem. Nacisk położony na teksty? To ktokolwiek, kiedykolwiek słuchał Röyksopp dla tekstów? Na "The Inevitable End" mamy albo mało wyrafinowane nawiązania do "ostatniego" albumu, albo poezje Susanne Sundfør, których podstawą jest natchniony ciąg słów runnig, falling, ocean, night etc., układający się w pozbawioną treści papkę.

Nowe wersje "Do It Again" i "Monument" podobać się mogą tylko dlatego, że te piosenki już znamy, wykastrowane bowiem zostały z minialbumowej energii. Pierwszy w kolejności "Skulls" energii ma stosunkowo najwięcej, ale i tak brzmi przyciężko. Próbą powrotu do szybszych temp jest "I Had This Thing", ale nawet jak na Röyksopp wyjątkowo infantylne i ocierające się o Eurowizję. Grozą napawa zaś "Rong" z Robyn śpiewającą What the fuck is wrong with you / You're just so fucking wrong. I znów wracamy do rzekomo kluczowej dla "The Inevitable End" warstwy lirycznej.

Smutkiem właściwie napawa mnie fakt jak bardzo niepotrzebnym jest ten album. Cieszy jednak to, że w głowach Norwegów jakaś refleksja musiała nastąpić i przy okazji uświadamiają nam, że wykonawca może współcześnie egzystować bez nagrywania długogrających płyt. 4/10 [Wojciech Nowacki]