PRIESSNITZ Beztíže, [2016] Supraphon || Myśląc w Polsce o Sudetach mamy najczęściej turystyczne konotacje. Niektórzy pamiętają jeszcze pożółkłe peerelowskie przewodniki, domy wczasowe FWP, promocję zdrowych wędrówek i aktywnego spędzania czasu w krainie, która charakteryzowała się właśnie swoistym i pozornie magicznym bezczasem. Trauma wypędzeń Niemców i gwałtownego przerwania trwającej setki lat ciągłości osadniczej u nas właściwie nie istnieje, skutecznie zastąpiona komunistycznym mitem o powrocie pradawnych piastowskich ziem do Macierzy. Za sprawą dekretów Beneša wypędzenia po czeskiej stronie granicy stały się częścią oficjalnej czechosłowackiej historii, stąd i silny dyskomfort do dziś odczuwany nie tylko w polityce, ale i w sztuce, literaturze, muzyce. O Sudetach śpiewał już znany nam Kittchen, nie ma jednak bardziej sudeckiego zespołu niż Priessnitz.
Nam przed oczyma piętrzą się zresztą raczej Karkonosze, wydawać by się też mogło, że Czesi powinni mieć do nich dość żywy stosunek, zwłaszcza jeśli szczyt Śnieżki jest najwyższym punktem republiki. Tymczasem niekoniecznie, spośród sudeckich pasm to tajemnicze, mgliste Jeseníky bardziej niż karkonoski dziki majestat rozpalają wyobraźnię jako dawno zasiedlony, utracony świat. Swych największych piewców mają Jeseníky w zespole, którego nazwa pochodzi od ich najsłynniejszego, przynajmniej w polskim języku, obywatela. Sława zespołu jest nie mniejsza od twórcy współczesnego wodolecznictwa. Od początku lat dziewięćdziesiątych Priessnitz to jedna z ikon czeskiego (pop-)rocka i obok Tata Bojs jedna z tych grup, których status można roboczo i w dużym uproszczeniu porównać do naszego Heya. Ciągłą uwagę do zespołu, który ostatni album wydał przed ponad dekadą konsekwentnie przyciągał jego wokalista. Jaromír Švejdík znany jest również jako grafik i twórca komiksów, w tym znanej i w Polsce trylogii "Alois Nebel" oraz adaptacji "Zamku" Kafki. Śpiewał również w niemniej kultowej formacji Umakart, przy okazji komiksu "Bomber" powołał do życia grupę Jaromír 99 & The Bombers, wraz z pisarzem Jaroslavem Rudišem pracował nad filmową adaptacją "Aloisa Nebela" oraz ścieżką dźwiękową doń, wreszcie razem z Rudišem stoi na czele projektu Kafka Band, który muzycznie ilustruje komiksową adaptację twórczości Kafki i jakkolwiek zagmatwanie to brzmi jest to rzecz o największym potencjale zagranicznego sukcesu.
Priessnitz ze swoją jesenícką poetyką pozostaje lokalnym fenomenem, ale w przypadku ich najpewniej pożegnalnej płyty "Beztíže" warto przekonać się, jak stylowo i ponadczasowo prezentuje się wywodzący się jednak z alternatywy pop-rock w wykonaniu zespołu z prawie trzydziestoletnią historią. O tym, jak silnie "geograficznym" jest ten zespół pokazuje już otwierające płytę energiczne "Na kraji města", jak i kolejne tytuły "Tam na poli", "Daleko", "Blikající dům". Muzyczno-liryczny amalgamat Priessnitz silnie zakotwiczony jest w emocjach, te zaś wyraźnie płyną z miejsc, z obrazów, z uchwyconej słowami panoramy. Nie jest to jednak pocztówkowa sielanka, na swym ostatnim albumie Priessnitz jest jeszcze bardziej niż kiedykolwiek o przemijaniu, o opuszczeniu. Jednocześnie zaś z łatwością oferuje radiowe refreny, często eskalujące melodie, szczególnie zaś brzmienie grupy wzbogaca pojawiająca się tu i ówdzie trąbka. Najefektowniej wiekowy już Priessnitz wypada jednak nie w melancholijnych balladach, lecz w utworach energicznych, czasem całkiem intensywnych, w których przebrzmiewają a to echa grunge'u, a to post-punka, a to indie-rocka czy chóralnego folku. W "Kdo seje vítr" zbliżają się nawet do cedzonej agresji Please The Trees, tu też padają słowa Mám barák po Němcích / Jednou vezmu benzin a celý to zapálím. Niemców w Jeseníkach już nie ma, nie ma też już Priessnitz, ale emocje rezonować będą jeszcze latami. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]