6 września 2011

Recenzja When Saints Go Machine "Konkylie"


WHEN SAINTS GO MACHINE Konkylie, [2011] !K7 || When Saints Go Machine to założona w 2007 roku, duńska elektro-popowa grupa, która debiutowała rok później EP-ką o tej samej nazwie. W maju 2009 wydała swój pierwszy longplay Ten Makes A Face. W tym samym roku wydali swój kolejny album, w którym pobrzmiewają bardziej słoneczne klimaty. Na Skandynawach można polegać niemal z zamkniętymi oczami.

Rozpoczynająca Konkylie tytułowa piosenka muzycznie dosyć ascetyczna. Utrzymana niemal w ambientowych klimatach jest bardziej recytacją tekstu, niż faktyczną piosenką. Nawet gdy od połowy nabiera melodyjności. Dopiero potem wybucha wakacyjna energia, tak zadziwiająca u Skandynawów. Church And Low wprawdzie zaczyna się dosyć łagodnie, ale zaraz następuje efektowne, komputerowe przejście i melodia zaczyna swobodnie pędzić. Drżący, wysoki głos Nicholasa Manuela Vonsilda ubogaca ten pęd nadając mu klimat przestrzennych, osłonecznionych równin. Albo wyciszonych, opuszczonych kościółków czy przydrożnych kapliczek. Każdy strudzony wędrowiec by się w nich zatrzymał.

Równie urzekająca, choć bardziej tajemnicza jest piosenka Chestnut. Wzbogacona przez pulsujące dźwięki efektów wybrzmiewa jak łagodna, choć smutna opowieść kogoś, kto siedział wieczorem pod kasztanowcem i palił papierosa. Taka melancholia utrzymuje się też dalej, choćby w The Same Scissors czy Whoever Made You Stand So Still, i to cecha charakterystyczna tej płyty.


Tęskny wydźwięk piosenek miesza się na Konkylie z żywością i słonecznymi klimatami. Na to drugie świetnym przykładem jest Kelly albo Terminal One, gdzie znowu pojawia się perkusja, wzbogacona oczywiście efektami z syntezatora. Panom z When Saints Go Machine udało się osiągnąć efekt niezwykłej lekkości, bo każda piosenka - czy smutna, czy wesoła - po prostu mknie. Wieńczące album Add Ends jest przestrzenią wypełnioną przez głos Nicholasa Manuela Vonsilda i ubogaconą smyczkami, które brzmią jak pożegnanie.

To wyjątkowo dobra płyta, gdzie elektro-pop staje się czymś więcej, niż muzyką dla mniej wymagających. Kojarzy mi się z Junior Boys, a ci też potrafią wprowadzić w melancholijny nastrój. Warto sięgnąć po Konkylie. 7.5/10 [Monika Pomijan]