3 maja 2011

Recenzja Unkle „Only The Lonely EP”


UNKLE Only The Lonely EP, [2011] Surrender All || Inaczej zabierasz się do tworzenia muzyki rockowej, a inaczej do elektronicznej. Podczas gdy rock jest płynącą falą, elektronika rozlewa się we wszystkich kierunkach. „Only The Lonely EP” to przypadek o tyle ciekawy, że mamy do czynienia z rockowym przepływem i głosem wokalistów z takiego świata, ale zaaranżowanymi przez Jamesa Lavelle'a, twórcę muzyki elektronicznej i umysł stojący obecnie za Unkle.

Można się zastanawiać czy nie jest to próba wykorzystania odpadów z sesji do poprzedniego krążka, „Where Did the Night Fall”, wypuszczonego zaledwie rok wcześniej. Istnieje taka możliwość, ale ciężko mi sobie wyobrazić by ktoś miał kawałek z gościnnym wokalem Nicka Cave'a i nie wrzucił go na LP. Zagraniczna krytyka podzieliła się co do oceny EP-ki, ale także w ogóle przyszłości Unkle na wariant optymistyczny i pesymistyczny. Co do jednego są zgodni – na „Only The Lonely EP” króluje Nick Cave i przydzielony mu kawałek. Nie zgodziłbym się z tym. Kojarzy mi się to z sytuacją z niedawnym przyzwoitym, ale bez wątpienia przecenionym debiutem Nerwowych Wakacji. Widać to w najróżniejszych recenzjach; anglojęzyczna krytyka faworyzuje wszystko, czego tknie się ten muzyk. Żeby nie było, „Money and Run” to świetny kawałek. Po prostu na tej EP-ce znacznie lepiej niż wspomniany Cave i Gavin Clark z folkowego Clayhill wypadła żeńska część gości - Liela Moss z rockowego The Duke Spirit, a także Rachel Fannan z grającego psychodeliczny rock Sleepy Sun.


Najsłabiej wypadł utwór tytułowy. Pozbawiona wokalu kompozycja „Only The Lonely (dub)” nie jest zła, ale dzieje się w niej stanowczo za mało ciekawych rzeczy. Jak się domyślam jego rolą miało być oddzielanie dwóch części EP-ki, z których w każdej znajdują się dwa, porządnie wypakowane dźwiękami utwory. To bardzo dobre posunięcie, szkoda jednak, że sam dub stanowczo zaniża poprzeczkę albumu i jako odbiorca mam ochotę przełączyć dalej, rezygnując z chwil wytchnienia. Po każdej ze stron tego muru znajduje się inny typ utworów – przed nim znajdują się te bardziej żywiołowe, drapieżne, a po – refleksyjne i nastrojowe.

Zacznijmy od zadziornych. Wspomniane „Money and Run” to wykolejony pociąg turlający się w kierunku przepaści – czyli dokładnie to, w czym najlepszy jest Nick Cave. Szybki, hałaśliwy, pełen zgrzytów i rytmicznych uderzeń kawałek pozwala mu się wyśpiewać, wykrzyczeć i wyjęczeć. Kawałek jest bardzo przemyślany – wyrazisty, a przy tym na tyle zmienny i dopieszczony, że ma się ochotę często do niego wracać. Mocne, złowrogie wprowadzenie do „The Dog Is Black” jest nie lada wyzwaniem dla wokalistki, która ma się do utworu włączyć. Liela Moss nie tylko sobie poradziła, ale swoim niesamowitym głosem wręcz zawstydziła grzmiącą muzykę – jej wokale są dzikie, żywiołowe i niezwykle przejmujące. Wałęsają się po mojej głowie godzinami po wyłączeniu muzyki. Dla mnie to najlepszy spośród pięć kawałków EP-ki.

Jeśli chodzi o dwa bardziej nastrojowe utwory. Pierwszy z nich, „Wash the Love Away”, wita nas rozmarzoną gitarą, basem i niskim, głosem Gavina Clarka, który chwilami przypomina Bono z U2, ale przez większość czasu pozostaje w klimatach new romantic. Ładny kawałek, chociaż spośród tych z wokalami najsłabszy. Pozostaje jeszcze jeden tytuł – „Sunday Song”. Tu usłyszymy Rachel Fannan w najbardziej ponurym z utworów. Moduluje ona wokal od smętnego (wtedy kojarzy mi się trochę z wokalami Victoria Bergsman uwiecznionymi na debiutanckim krążku kapeli The Concretes), przez nieco egzotyczny, aż po bardzo wyjątkowo żywiołowy (zahaczający wręcz o styl Florence śpiewającej z maszynami).

„Only The Lonely EP” to wciągająca garść utworów, z trzema naprawdę silnymi pozycjami, jedną niezłą i średnim tytułowym dubem. Dźwięki zostały zarejestrowane w bardzo dobrej jakości i brzmią naturalnie (nawet jeżeli same kompozycje zostały zlepione z sampli). Stworzono z nich głębokie i gęste kompozycje, na tle których głosy gości brzmią świetnie i przejmująco. Co ciekawe, w wielu momentach muzyka brzmi rockowo, jedynie momentami przechodząc w typowo elektroniczną formę (cały utwór tytułowy czy końcówka „The Dog Is Black”). To taka rockowa fala z dbałością o szczegóły. 8/10 [Michał Nowakowski]