JUNIOR BOYS It’s All True, [2011] Domino || Czyż Junior Boys nie są fenomenem? Powszechnie lubiani, z reguły rozpieszczani przez krytyków, darzeni sympatią i sporym kredytem zaufania odnośnie kolejnych wydawnictw. Dlaczego jednak tak się dzieje? Co do tego, że jest to muzyka dobra zgadzamy się zasadniczo wszyscy. Jak wielu z nas zdaje sobie jednak sprawę, jak bardzo jednocześnie jest pusta?
Forma jest pustką, pustka jest formą. Podobno rzeczy nie posiadają własnej unikalnej natury, zarazem przejawiać się mogą na różne sposoby, zależne od wielu zmiennych czynników. Pojawiają się, trwają, po czym znikają, ustępując miejsca kolejnym, równie efemerycznym. Takie właśnie są płyty Junior Boys, jak i poszczególne dźwięki z których są utkane. I wbrew notkom prasowym polskiego wydawcy jest to chyba jedyna, czysto filozoficzna, inspiracja orientem jakiej na It’s All True można się doszukać.
Bogactwo i wielowarstwowość? Sztuczki formalne i produkcyjne? Wolnego. Kluczem do zrozumienia Junior Boys nie jest aranżacyjny przepych, gęstość brzmienia, czy szkatułkowa konstrukcja. Ich muzyka niezauważalnie uwodzi ciszą. Pustka poutykana między kolejnymi, niezwykle przecież skromnymi elektronicznymi dźwiękami jest odpowiedzią na pytania o wyjątkowość duetu. Ilość przymiotników używanych do opisania ich kolejnych płyt przyprawia o zawrót głowy, ukazując trudność w uchwyceniu wspomnianego wyżej sedna sprawy. Jeśli zaś ta muzyka faktycznie ma być zdehumanizowaną, to nie dzięki wypolerowanej produkcji i natłokowi dźwięków, lecz dzięki ich brakowi, silnie odczuwalnemu i absolutnie nieprzeszkadzającemu.
Takie były dwie pierwsze ich płyty, podobnie trzecia i ostatnia do tej pory, Begone Dull Care, która spotkała się również z ciepłym przyjęciem, choć nieco mniej entuzjastycznym. Tymczasem ten właśnie album Junior Boys był moim ulubionym, trójca Parallel Lines – Work – Bits & Pieces oraz Hazel należały wszak do najlepszych utworów duetu, choć faktycznie dalej płyta tonęła w jednorodności. Na tym tle objawia nam się pierwsza niewątpliwa zaleta It’s All True. W ramach znanego, wypracowanego brzmienia Junior Boys czwarta płyta okazuje się całkiem różnorodna i na tyle szeroka stylistycznie, by utrzymać zainteresowanie do samego końca.
Itchy Fingers to mocne otwarcie, charakterystyczny, od razu rozpoznawalny styl na sam początek płyty. Rytmiczny, rozbiegany synth-pop z faktycznie wplecioną delikatnie chińską harfą. Odniesienia do lat osiemdziesiątych są na całej płycie niezwykle czytelne. Jeśli pierwszy utwór kojarzy się z porannym joggingiem z pastelową frotką na czole, to już kolejny przywodzi na myśl wieczór w wielkim mieście ze światłem neonów sączącym się poprzez żaluzje.
Nieznośnie romantyczny Playtime należy do najpiękniejszych i najsmutniejszych zarazem utworów jakie ostatnimi czasy słyszałem. Znany kruchy wokal i przede wszystkim klawiszowe plamy oplatają słuchacza, w co aż ciężko uwierzyć, przez niemal siedem minut. You’ll Improve Me i A Truly Happy Ending to Junior Boys najwyższej próby. Utwory tego typu zapewne są w stanie produkować seryjnie, co w niczym nie umniejsza przyjemności słuchania klasycznego electro-popu, zwłaszcza w drugim z wymienionych. Chwytliwy beat, z klawiszem jak najbardziej analogowym w tle, kreuje radość najzwyczajniejszą w świecie.
Dokładnie w połowie płyta wydaje się niebezpiecznie zbaczać w stronę nudniejszych fragmentów Begone Dull Care. The Reservoir bez wątpienia bowiem jest najsłabszą kompozycją w zestawie, Second Chance zaś prezentuje się znacznie lepiej, będąc jednak kolejnym typowym utworem Junior Boys nie przynosi też żadnego większego zaskoczenia. Takie oferuje natomiast Kick The Can, niemal instrumentalny, motoryczny utwór, dość kontrowersyjny, ale z pewnością nie niepotrzebny.
Wreszcie w finale albumu znane już wszystkim ep oraz Banana Ripple. Co ciekawe, do obu od początku nie mogłem się przekonać. Słysząc po raz pierwszy ep miałem nadzieję, że płyta w całości okaże się znacznie ciekawsza. Tymczasem faktycznie, piękny wokal, lekko piskliwa elektronika i przestrzenna gitara, tworzą może nie wybitną, ale całkiem udaną całość. Uwagi zaś o hymniczności Banana Ripple są grubo przesadzone. Uwielbiam długie utwory, dziewięciu minut zupełnie w tym wypadku nie czuć, jak na z natury rzeczy minimalistycznych Junior Boys jest to istotnie wyczyn epicki, ale jednocześnie dość ciężko skupić na nim uwagę.
Udana to płyta. Ucieszy, troszkę zasmuci, znowu rozbawi. By nagrać czwartą a jednocześnie najlepszą pozycję w swojej dyskografii to wyczyn godny podziwu. Junior Boys doszlifowali swój styl nagrywając ciekawą i przyjemną płytę, od tego o idealnej długości i proporcjach, ani za krótką, ani za długą. W Second Chance Jeremy Greenspan śpiewa what’s the truth. Odpowiedzi udzielili tytułem płyty. It’s All True, kolejny dalekowschodni akcent. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]