24 sierpnia 2011

Recenzja Joanne Robertson „The Lighter”


JOANNE ROBERTSON The Lighter, [2008] Textile || Gdybym miał sugerować się zawartością tego albumu, powiedziałbym, że autorka, po nagraniu, poszła pociągnąć za spust ulokowanego w jej ustach pistoletu. The Lighter jako nazwa albumu najlepiej odzwierciedla, to czego na nim brakuje. Brakuje kogoś kto by wszedł do ciemnego pokoju i zapalił światło. Przydałoby się również wypędzić tę czerń z serca i głowy samej piosenkarki.

Te trzynaście piosenek jest najbardziej wytartym, chłodnym zapisem wspomnień, które można sobie wyobrazić. Ten dystans i relacjonowanie powstałych zjawisk, sytuacji to tylko iluminacja. Jeśli zapuścić się głębiej, pod dźwiękami zobaczymy strupy, w postaci kolejnych uderzeń w struny i kolejnych słów. Wszystko na surowo. Nie ma żadnych innych instrumentów poza wokalem i gitarą akustyczną. I to największy plus. Gdy pozostali songwriterzy próbują dodawać smyki, chórki, czy elektronikę, ta długowłosa brunetka stosuje całkowity muzyczny regres, zaskakując nim bardziej.

Nie, nie ma tutaj nawet porywających melodii, neurotycznych gitarowych arpeggio, czy niewyobrażalnie zaskakującej progresji akordów. Jest mięso i to jedyna wartość. Marszowe wyliczanie błędów rzeczywistości, z którą przyszło się zetknąć. Chociaż momentami nie można odmówić temu materiałowi popowej konstrukcji, to wszystko jest jednak bardzo krzywe, jakby napisane z ukrytym cynizmem.


Największe wrażenie robi Blow. Kruchy, niemalże łamiący się głos, pogłos na gitarę i w tle druga gitara, myląca się sporadycznie. Większość piosenek wygląda podobnie konstrukcyjnie, nie da się od tego uciec, wybierając taką formułę jako koncept na płytę. Zaskakujące jest to, że wcale to nie irytuje. Nie wyłącza z udziału w tym lekko pijackim seansie fonii.

Jeśli For Emma, Forever Ago jest ascetyczne to The Lighter jest milczeniem z grymasem na twarzy. Jeśli Justin Vernon jest pustelnikiem, to Joanne Robertson jest zakopana na cmentarzu. To oczywiste, że tego krążka nikt nie doceni, w takim stopniu, w jakim na to zasługuje. Charlyn Marshall chciałaby go nagrać, ale nigdy się nie przyzna. 8/10 [Paweł Samotik]