9 kwietnia 2014

Recenzja Washed Out "Paracosm"


WASHED OUT Paracosm, [2013] Sub Pop || "Within And Without" brzmiało jak perfekcyjny soundtrack do sobotniego poranka w łóźku. Komfortowa, pościelowa atmosfera była tak dojmująca i oczywista, że dopiero później można było zdać sobie sprawę z identycznego przekazu okładki pierwszego albumu Washed Out. Nawet żywsze (i bardzo udane) single "Eyes Be Closed" i "Amor Fati" nie mogły przełamać tego skojarzenia. Światło zza zasłon, zmięta pościel, śniadanie do łóżka. I bardzo dobry album.

"Paracosm" zaczyna się niemal dosłownie w tym samym momencie. W krótkim instrumentalnym intrze poranek trwa nadal, ale powoli przenosi na zewnątrz. Weekend's almost here now / It's getting warmer outside / It all feels right słyszymy w piosence "It All Feels Right" i upewniamy się, że Ernest Greene nadal doskonale i w pełni świadomie kreuje porządaną atmosferę. Tym większa szkoda, że tym razem zawodzą muzyczne środki.


Tego, że Greene nie pozostanie w zamierającej niszy chill-wave'u można było być pewnym, podobnie jak tego, że w większym stopniu sięgnie po żywe instrumenty. Tym razem wybrał sobie stylistykę słoneczno-popowej psychodelii lat 60-tych, lekko hippiezującą i oczywiście przełożoną na język współczesnej elektroniki. Neo-psychodelia i żywe instrumenty charakteryzują "Paracosm" w takim samym stopniu jak jej aranżacyjne przeładowanie, jednorodność i kompozycyjna miałkość.

Piosenki przepływają całkowicie nierozróżnialnie jedna w drugą, spójny klimat nie był bynajmniej wadą na "Within And Without", ale tutaj zatopiony został w dźwiękowej magmie bogatych aranżacji, którym nie towarzyszą pomysły na wyraźniejsze melodie. Płyta brzmi tak gęsto, że tytułu utworu "Weightless" nie można traktować inaczej niż ironicznie.


Album przepływa zbyt szybko by przykuć uwagę, przy staraniach o głębsze przesłuchanie zaczyna lekko męczyć. Senny wokal Greene'a, skryty pod warstwami efektów, nie wymaga większej uwagi, wszystkie teksty to tylko prosty weekendowy eskapizm. Nie znaczy to jednak, że poszczególne kompozycje są złe. Poza w oczywisty sposób najlepszym i od razu wyróżniającym się "All I Know", zdecydowanie zyskują po wyjęciu z kontekstu albumu. Jako całość jednak "Paracosm" nie przekonuje. 4/10 [Wojciech Nowacki]