NILS FRAHM Spaces, [2013] Erased Tapes || Nils Frahm i Ólafur Arnalds to dwa pierwsze imiona, które przychodzą do głowy na myśl o fuzji współczesnej klasyki z alternatywą. Za Arnaldsem stoi w pierwszym rzędzie równie nieprzemijalna, co lekko pretensjonalna moda na Islandię. Jednak już przy okazji relacji z bajecznego koncertu Frahma, pozwoliłem sobie opowiedzieć się bardziej po jego stronie. Z jednej strony jest pianistą bardziej klasycznym niż Arnalds, z drugiej zaś odważniej eksperymentującym, porusza się też po znacznie szerszym spektrum emocjonalnym niż jego kolega.
Jesienne koncerty Frahma promowały jego ostatni album "Spaces", który tylko teoretycznie zaszufladkować można jako koncertowy. W przypadku tak niejednoznacznej muzyki niełatwo również rozdzielić działalność albumową i koncertową artysty. Model wydawania regularnych albumów pochodzi przecież ze świata muzyki rozrywkowej, podczas gdy świat muzyki klasycznej od zawsze opierał się na żywych wykonaniach. W efekcie, mimo pokaźnej dyskografii, Nils Frahm, zawsze chętnie wdający się w urocze rozmowy z fanami przy stoliku z merchandisem, zagadywany był przez nich na której płycie znaleźć mogą kompozycje, które właśnie usłyszeli. Problem polegał na tym, że w większości przypadków na żadnej.
Tak w głowie Nilsa pojawiła się idea płyty "Spaces", wydawnictwa w ostateczny sposób oddającego doświadczenie koncertu Frahma. Na albumie znalazły się zatem starannie dobrane i najlepsze fragmenty jego występów zarejestrowanych na przestrzeni lat 2012-2013. Mamy tu zatem kompozycje z wcześniejszych albumów pianisty, swobodne i improwizowane wariacje na ich temat oraz cały szereg utworów, które nigdy nie doczekały się studyjnego wcielenia. Po części zatem album koncertowy, po części kompilacja, faktycznie jednak powinien zostać zakwalifikowany jako regularny (i najlepszy) album Frahma, który sam zaproponował najwłaściwszy klucz do jego interpretacji. "Spaces" to nowa jakość, field recording bazujący na nagraniach z koncertów.
Klamrą spinającą album są dwa utwory, "Says" i "Hammers". "Says" rozbrzmiewa zaraz po żartobliwie dubowym wstępie, elektroniczny, bazuje na gradujących pętlach syntezatorów i pianina. "Hammers" pojawia się w drugiej połowie, rozdzielając kruche na ogół kompozycje zadziorną szybkością i niby przypadkowo zarejestrowanym wokalem Frahma. Końcówka albumu znów rozmywa się w delikatnych fortepianowych melodiach i prostych utworach, jak niezarejestrowany do tej pory "Went Missing", ale "Spaces" ma do zaoferowania daleko więcej.
"For-Peter - Toilet Brushes - More" rozpoczyna się od syntezatorowych plam, by poprzez potraktowanie fortepianu jako instrumentu perkusyjnego za pomocą... toaletowych szczotek, przerodzić się niemal w rozpędzoną piosenkę. "Improvisation For Piano, Laughs, Coughs And A Cell-Phone" to utwór, który dał początek idei "Spaces", z typowym dla Frahma humorem oddaje bowiem jego spontaniczność i niezbędną dla niego interakcję ze słuchaczami, będącymi zasadniczym elementem tworzonej przez niego muzyki, niemożliwym przecież do odtworzenia w studiu. Wreszcie "Said And Done" to niemal brutalny minimal, oparty na uderzeniach w klawisze, ale inkrustowany melodią.
Frahmowi należą się gratulacje. Nie tylko w pełni oddał kompleksowość i unikatowość własnych występów, ale i jednocześnie nagrał swoje najlepsze wydawnictwo, absolutnie uniwersalne i zasługujące na miejsce w każdej domowej kolekcji, niezależnie od codziennych gustów słuchacza. 8/10 [Wojciech Nowacki]