2 sierpnia 2011

Recenzja Woods „Sun and Shade”


WOODS Sun and Shade, [2011] Woodsist || To już piąta, pod tą nazwą, płyta kwartetu z Nowego Jorku. Od najbardziej pokręconej i luźnej kompozycyjnie At Rear House minęły cztery lata, a styl zespołu Jeremy'ego Earla wykrystalizował się ostatecznie trzy lata temu. Noise'owe motywy i psychodelia, pojawiające się od czasu do czasu, za sprawą gitar, to już obowiązek. Każdą kolejną płytę tego zespołu ratuje nieustająca zabawa elementami, które sami wykreowali i okazyjne dołączanie do tego czegoś, co nie było obecne w ukazanej wcześniej formie.

Nie tym razem. Kierunek, a raczej jego brak, który nie został obrany po pomysłowym i dość świeżym, drugim albumie grupy, teraz w dużej części odbija się na zawartych tu dźwiękach. Akustyczne gitary czy rozciągnięte motywy - monotonny bas i perkusja, okraszone mniej lub bardziej psychodelicznymi partami gitary nie zaskakują oraz nie odświeżają w żaden sposób poznanych patentów. Zmiana progresji akordów to trochę za mało, a lot trzmiela zagrany w jednym z utworów, to już lekka żenada.


To o całości. Jednak tak jak czasem się zdarza, trafiają się piosenki, które broni ich własny urok, lub jak kto woli - atmosfera. Jeden z tych przykładów, to To Have A Home. Akustyczna gitara, niskie rejestry, do tego banalna solowa partia, która tylko wypełnia przestrzeń oraz prosty beat i wokal Earla, który od zawsze kojarzy mi się trochę z wokalem Devendry Banharta. To samo dotyczy Wouldnt Waste - prostej ballady, której rozbite akordy akustycznej gitary, akompaniują wokalowi. Trwa to zaledwie 169 sekund, ale tyle czasu wystarczy, by wykrzesać z tego zestawu, to co tylko się da. I nawet niezmierzanie donikąd nie przeszkadza. Podobne wrażenie można również uzyskać, przy odtworzeniu What Faces The Sweet.

Na tym kończą się niewielkie plusy tego niespełna 45 minutowego zbioru piosenek. Przeciętność nie razi, bo to już czwarta z kolei, licząc Woods Family Creeps, płyta w identycznej stylistyce. Widać jednak, że może im się trochę nie chciało albo po prostu polubili swoje brzmienie na tyle, by w przyszłości grać covery samych siebie. Kto wie. Jak ktoś jednak włączy mi to do sprzątania albo do czytania, to nawet nie zauważę a z playlisty również nie wyrzucę. Tak bardzo ta płyta jest fajna. 4/10 [Paweł Samotik]