7 listopada 2011

Recenzja Mogwai "Earth Division EP"


MOGWAI Earth Division EP, [2011] Rock Action || EP-ki, będące najczęściej bardzo sympatycznymi wydawnictwami, podzielić można zasadniczo na dwie grupy. Z jednej strony mamy ciekawostki dla fanów, wypełnione remixami, coverami, uzupełniające promowany właśnie album. Z drugiej zaś zdarzają się dzieła w pełni autonomiczne i samodzielne. Z niekłamaną przyjemnością Earth Division zaliczyć należy do tej właśnie grupy.

Utwory na niej się znajdujące zarejestrowano podczas tej samej sesji, co ostatni album Mogwai Hardcore Will Never Die, But You Will. Album, przypomnijmy, bardzo udany, Szkotom bowiem udało się wreszcie poszerzyć nieco granice zawężającej się "post-rockowej" stylistyki. Choć cała płyta nie okazała się aż tak nowatorska jak niektórzy mogli mieć nadzieję, to utwory takie jak Rano Pano czy Mexican Grand Prix wniosły solidny powiew świeżości.

Hardcore Will Never Die, But You Will był albumem energetycznym, wręcz radosnym, jak na Mogwai oczywiście, rzecz jasna gitarowym, ale solidnie osadzonym w elektronice. Earth Division przynosi całkowitą odmianę. Muzyka zawarta na tej trwającej ledwie 16 minut EP-ce jest równie emocjonalna i emocjonująca, co na ostatnim albumie, znacznie jednak bardziej liryczna. Gitary elektryczne ustąpiły miejsca akustycznym, elektronikę zaś w głównej roli zastąpiły smyczki.

Otwierający Get To France to opleciony smyczkami, piękny, filmowy wręcz, motyw pianina. Krótki, niezwykle nastrojowy utwór, mogący pełnić rolę zaledwie intra, na tyle jednak plastyczny, by stanowić odrębną całość. Hound Of Winter okazuje się zaś, uwaga, piosenką. Rzadkość to w repertuarze Mogwai, szczególnie w ostatnich latach. Minimalistyczna gitara akustyczna, pobrzękujące pianino, w refrenach smyczki, tak, w refrenach, bo skoro mamy piosenkę, to mamy i zwrotki, i refreny, i nieśmiały, senny wokal Stuarta Braithwaite’a.

Drunk And Crazy, być może zgodnie z tytułem, najbliższe jest nowszym utworom z Hardcore Will Never Die, But You Will, choć bowiem i tutaj emocjonalnym paliwem są smyczki, to utwór oparty jest na przetworzonej gitarze elektrycznej. Wreszcie finalny Does This Always Happen?, niby bardzo prosty, trzymający jednak w ciągłym napięciu, rozdzierający i okrutnie melancholijny.

Dawno już nie słyszeliśmy Mogwai tak skupionych. W Earth Division słyszalna jest przede wszystkim niezwykle udana "soundtrackowość". Ścieżki dźwiękowe nie są dla Mogwai obcym terytorium, efekty jednak wkraczania na nie bywały różne, o czym świadczyły Zidane: A 21st Century Portrait czy Music For The Forgotten Future (The Singing Mountain). Lew z okładki Earth Division może i ziewa, ale nadal jest królem zwierząt. Nikt nie twierdzi, że muzyka królów post-rocka, czymkolwiek dziś jest ta stylistyka, nie była w ostatnich latach dobra, ale przynajmniej od czasów Rock Action z 2001 roku nie była tak piękna. 8/10 [Wojciech Nowacki]