THE DECEMBERIST Long Live The King, [2011] Capitol || Po styczniowym mocnym uderzeniu ze strony The Decemberists w postaci świetnego „The King Is Dead”, zespół kontynułuje królewską ścieżkę. Ukazała się EP-ka „Long Live The King”, która nie tylko tytułem w przewrotny sposób powraca do ostatniego albumu. Stylistycznie muzyka nie odbiega od „The King Is Dead” (no, może jest nieco bardziej wyeksponowana), jednak każda piosenka na nowej EP-ce (a jest ich sześć) została potraktowana z osobna.
Rozpoczynający album „E. Watson” i „Burying Davy” mogłyby spokojnie trafic na „The Hazards Of Love”. Pierwszy utwór byłby sielankowym wprowadzeniem w stylu alt-country, a drugi naznaczoną nieprzyjemniejszymi wydarzeniami kontynuacją. Niepokojące dźwięki zostają podparte mocnymi przesterowanymi gitarami, które w trakcie trwania utworu przerodzą się w freerockowe solówki. Takie zagrywki nie należą do kanonu tych reprezentowanych przez The Decemberists. Tym bardziej warto posłuchać jak to u nich wygląda.
„Foregone” to utwór z „The King Is Dead”, tylko, że bardziej nasycony country. Znowu sporo zabawy gitarami, ale już w zupełnie innym stylu, obok którego wesołe smyki komponują się doskonale. Nietypowa piosenka o miłości „I 4 U & U 2 Me” radośnie odciska się na płycie. Przypomina ona bardziej wczesne poczynania zespołu, a może nawet solowe początki Colina Meloy'a, który dopiero smakował w graniu. Mimo prostoty jest to bardzo pozytywny punkt albumu.
Następnie mamy perełkę w postaci coveru Gratefull Dead „Row Jimmy”. Utwór został odświeżony i nabrał lekko countrowego wydźwięku. Jednak w wykonaniu Decemberystów jest on na tyle naturalny, że można odnieść wrażenie iż był to naturalnie ukryty bagaż piosenki. Na koniec też dostajemy prosty utwór „Sonnet”, który w pewnym momencie nieoczekiwanie wprowadza sekcje dętą, pianino i rytmikę jak z dixielandowych orkiestr.
„Long Live The King” to malutkie puszczenie oka w kierunku słuchaczy. Daje nam do zrozumienia, że zespół ma się dobrze, pracuje nad nowymi kawałkami (bawiąc się przy tym pysznie) i pokazuje, że od dłuższego czasu jest w formie, której nie zamierza porzucać. 7/10 [Tomek Milewski]