15 marca 2015

Recenzja We Draw A "Moments"


WE DRAW A Moments, [2014] Brennnessel || Czy są jeszcze słuchacze, którzy mają to podskórne wrażenie, że wykonawca dopiero wtedy staje się prawdziwym, gdy jego muzyka doczeka się fizycznej formy? To uczucie bardzo nieprzystające do XXI wieku, zwłaszcza w przypadku elektroniki, ale im więcej muzyki udostępnianej wyłącznie w postaci cyfrowych plików, często za darmo, tym większego znaczenia jednak nabiera namacalny nośnik. Setki mp3 ląduje na naszych twardych dyskach niemal wprost od twórców, którymi dziś może stać się niemal każdy. Bynajmniej nie umniejszając wartości dwóch znakomitych epek We Draw A, wielkie to szczęście, że duet nie stał się jednym z wielu publikujących na Soundcloudzie, Bandcampie i z wolna ginącym w cyfrowym tłumie.

Szczególnie w Polsce, gdzie wykonawcy przeskakują z labelu do labelu i niemal nie ma tradycji uznanych wieloletnich wydawnictw niezależnych, będących opoką dla polskiej alternatywy. Wreszcie kwestia samej elektroniki, która to etykieta przez całe lata dziewięćdziesiąte miała wydźwięk pejoratywny, jako przeciwny biegun prawdziwej, czyt. rockowej muzyki. Zasługi Kamp! tkwią nie tylko w tym, że udało im się pchnąć w naszych warunkach elektronikę niemal do popowego mainstreamu, ale przede wszystkim w ich działalności wydawniczej w ramach labelu Brennnessel. Zawdzięczamy im Rebekę, teraz również We Draw A.


Jeśli ktoś poczuł się lekko rozczarowany albumowym debiutem Kamp!, to „Glimpse”, pierwsza epka We Draw A z 2013 roku, była idealną propozycją dla tych, którzy wolą mocniejszą i bardziej taneczną stronę tej grupy. Na „Whirls”, kolejnej epce, We Draw A eksplorowali już bardziej eksperymentalne i nieco mniej oczywiste rejony, ale potrafili obezwładnić, czego koronnym dowodem było fantastycznie gradujące „Silent Tide”. Tymczasem „Moments” znów odzwierciedla podobną ewolucję do tej znanej z historii Kamp! Po serii mocnych, przebojowych epek i singli nadszedł debiut spokojniejszy, bardziej wyważony, może nieco mniej odważny. Czuć tutaj tą samą myśl o albumie jako całości, która rządzi się jednak odrębnymi prawami od mniejszych internet-friendly form.

Kompozycje przepływają jedna w drugą, dominuje rozmarzona, lekko leniwa, ale niewątpliwie piosenkowa atmosfera, nawet jeśli w rozedrganym „Jumbo Love” bardziej wybija się pierwiastek taneczny. „A”, w którym pobrzmiewa klasyczna elektronika, ale i współczesny Jon Hopkins, płynnie rozwija się w „Reflect” nadal utrzymanym w retro-charakterze, a na wysokości „Done” już niemal wprost możemy mówić o new romantic. Jednak „Bruises”, jakby otwierające „stronę B” płyty, buduje już większe taneczne napięcie i wreszcie „Lowbanks” w ciągu 7 minut zbliżające się do oczekiwań rozbudzonych epkami, powoli eskaluje, by wreszcie satysfakcjonująco przekroczyć taneczny house’owy próg. Eksperyment zaś pojawia się na sam koniec, „On Sight” łączy i stronę piosenkową, i taneczną, ale rozpoczynają go dźwięki, których prędzej byśmy się spodziewali na albumie The Knife.

Przymierzając się do długogrającego debiutu We Draw A zatem naprawdę postanowili nagrać album a nie kompilację parkietowych i to się ceni. Szkoda, że kosztem większej ilości mocnych akcentów, zwłaszcza że duet buduje swoje brzmienie bardziej w oparciu o atmosferę niż chwytliwe melodie. Nie zmienia to faktu, że tak dojrzałej i gustownej elektroniki u nas wiele więcej nie ma a „Moments” to ścisła czołówka krajowych płyt zeszłego roku. We Draw A opuścili sferę czysto cyfrową, wydali płytę, zaczęli koncertować i oby ich ogromny potencjał tylko się rozwijał. Na ich drugi album będę czekał chyba z większym zaciekawieniem niż na Kamp! 7.5/10 [Wojciech Nowacki]