BOARDS OF CANADA Tomorrow’s Harvest, [2013] Warp || “Music Has The Right To Children” i “Geogaddi” to bezdyskusyjne klasyki IDMowej elektroniki przełomu stuleci. Dźwiękowe konstrukcje tajemniczego duetu niezwykle szybko wywindowały go na granice kultowości, czego chyba jednak nie udało się osiągnąć choćby Autechre. Wracając jednak do albumów Boards of Canada, nie odmawiam im znaczenia, ale poza fragmentami nigdy nie zdołały porwać mnie na emocjonalnym poziomie. Gdyby trzymać się kurczowo etykiet to IDM w wykonaniu Szkotów był zdecydowanie bardziej Intelligent niż Dance. Na poziomie intelektualnym wprawiał w podziw, zaspakajał analityczne umysły, ale dusze pozostawał chłodne. Podobnie ledwie życzliwe zainteresowanie wzbudziła we mnie zapowiedź wydania nowego albumu.
„Tomorrow’s Harvest” jednak zdecydowanie różni się od wyżej wspomnianych albumów. Zamiast kolażowych patchworków mamy tu do czynienia ze spójną, niepokojącą i naprawdę wciągającą opowieścią. Boards of Canada zrezygnowali z wielowarstwowej dźwiękowej wyklejanki na rzecz przestrzeni, nie odświeżającej jednak, lecz dusznej, wręcz pustynnej. Przy czym jest to pustynia postapokaliptyczna. Atmosfera tej muzyki jest nadal spójna, znacznie jednak bardziej wyrazista, jednoznaczna i czytelna.
Duet nie kryje się ze swoimi filmowymi inspiracjami, soundtrackowe brzmienie „Tomorrow’s Harvest to coś więcej niż tylko stylizacja. Album rozpoczyna się jak ścieżka dźwiękowa filmu science-fiction sprzed co najmniej trzech dekad i do końca kojarzy się z monolitycznością „Odyseji Kosmicznej 2001”, postnuklearnym światem „Mad Maxa”, pustynią rodem z „Diuny” i beznadzieją „Stalkera” Tarkowskiego. Muzyka ta kojarzyć się może ze znacznie mniej wyrafinowanym i bardziej sentymentalnie wystylizowanym retrofuturyzmem Com Truise, ale jeśli w jego przypadku był on neonowo-cyberpunkowy, to dla Boards of Canada jest to retrofuturyzm postapokaliptyczny.
Fantastyczno-naukowe odniesienia i silny niepokój kompozycji tworzyć mogą w czasie słuchania obrazy obcych pustynnych światów, wrogą planetą w stanie upadku na „Tomorrow’s Harvest” jest jednak Ziemia, dzika, zdewastowana i wyniszczona przez klęskę głodu. Tytułowe jutrzejsze żniwa prawdopodobnie nie nadejdą, jest tylko śmierć, pustka, choroby i pył. Choć pod koniec pojawiają się nowe nasiona, to są to tylko nasiona umarłych.
„Gemini” to całkiem nowo brzmiące i intrygujące intro. Singlowe „Reach For The Dead” niesamowicie graduje napięcie i, co rzadkie u Boards of Canada, budzi prawdziwe i jednoznaczne emocje. Całkiem niezłe minimalistyczne retro prezentuje następujące zaraz potem „White Cyclosa”. „Cold Earth” brzmi jak wyjęte prosto z gry komputerowej a’la Unreal. Ale najciekawsze rzeczy dzieją się w drugiej połowie płyty. Zdecydowanie wyróżnia się „Palace Posy” z intrygującym samplem wokalnym, upiorne „Uritual” czy niemal chillwave’owe „Nothing Is Real”. Ale zgodnie z wszelkimi prawidłami kinematografii prawdziwie miażdży finał „New Seeds” – „Come To Dust” – „Semena Mertvykh”.
Zaskocznie. Dla mnie najlepsza płyta Boards of Canada, która z pewnością zasługuje na większą uwagę niż „tylko” jako udany powrót klasyków po wieloletniej przerwie (vide Godspeed You! Black Emperor). „Tomorrow’s Harvest” to bowiem naprawdę nowa i pierwszorzędna jakość w dziedzinie kreowania światów elektroniczną muzyką. 10/10 [Wojciech Nowacki]